Poważny człowiek

A Serious Man
2009
6,7 40 tys. ocen
6,7 10 1 39878
7,3 40 krytyków
Poważny człowiek
powrót do forum filmu Poważny człowiek

....nie wiem ,jakoś nie zrozumiałem pierwszej sceny...czy ktoś to zrozumiał help... w całym filmie można się dopatrzeć sporej ilości symboliki i ukrytych przekazów ,jedne zrozumiałem innych nie, ale pierwsza scena to już całkiem mnie rozwaliła... po co tam była? Czy ktoś to rozgryzł?

Film polecam dla wszystkich "rozkminiaczy"?

Zakończenie filmu to chyba najlepsze zakończenie jakie w życiu widziałem! SZOK!

ocenił(a) film na 8
gudmadafaka

to może mi je wyjaśnisz ? bo nie zrozumiałem go za bardzo

gudmadafaka

To prawda, że pierwsza scena jest w Lublinie?

użytkownik usunięty
gudmadafaka

UWAGA SPOJLERY!!! (nie chcesz popsuć sobie seansu - nie czytaj)






Wydaje mi się, że pierwsza scena otwiera podstawowy temat "A Serious Man", czyli ontologię, kondycję głównego bohatera. Zaproszony na zupę Reb Groshkover przez całą scenę jest jednocześnie żywy (tak uważa Velvel) i martwy (Dora bierze go za Dybuka). W filmie oczywiście nie pada na to jednoznaczna odpowiedź, ale prowadzi nas do tego, żeby z kondycji Groshkovera uczynić główny temat tej sceny.

Tak samo sprawa ma się z głównym bohaterem właściwej części filmu. Tyle, że jest to przewrotne ujęcie, bo bez oglądania filmu z tej perspektywy - wprost powiedziane to zostanie w jednej z ostatnich scen (przez telefon).

Polecam poczytać przed seasnsem o eksperymencie z tak zwanym Kotem Schrödingera. W filmie jest do niego bezpośrednia aluzja, a "A Serious Man" jest na jednym z poziomów - bardzo twórczą adaptacją tego eksperymentu na potrzeby sztuki filmowej.

Na zakończenie dodam tylko, że również jestem o tym filmie jak najlepszego zdania, a wspomniana scena, jak i jej rozwinięcie w jeden z tematów tego filmu daje niezwykle szczery i skupiony obraz bohatera, obraz, jakiego nie widziałem w amerykańskim kinie od dawna (w zasadzie od wspomnianego w innym wątku "Synecdoche, New York").

Miło, że docenili to także członkowie Akademii przyznając dziś filmowi nominacje do Oskara w kategoriach: Najlepszy Film i Najlepszy Scenariusz Oryginalny.

co do zakończenia to ja to odbieram w sposób że "nigdy nie jest tak źle by nie mogło być gorzej"

dzięki kolego za lekkie objaśnienie ,faktycznie trochę to nawet pasuję z tym "byciem matrwym" do bohatera... oj długo jeszcze będe wyłapywał smaczki tego filmu ...a tymczasem biore sie za tego kota o którym pisze :) dzieki i pozdrawiam!

ocenił(a) film na 9
gudmadafaka

SPOILER
Duffyd bardzo ciekawa interpretacja, chyba będę musiał zweryfikować własną. Główny bohater zamiast wziąć sprawy w swoje ręce szuka pomocy u Boga, czyli tutaj 3 rabinów. Tymczasem Bóg/Rabini nie jest zainteresowany losem bohatera, głosi niezrozumiałe ewangelie (opowieść o "oznaczonych" zębach) lub też nie ma nic ważnego do powiedzenia, do tego mówi to nieodpowiedniej osobie (scena ze składem Jefferson Airplane).

Początkowa scena przedstawia dybuka jako zabobon, który kieruje życiem bohaterów, tak samo jak w późniejszej części Bóg/Rabini. Końcówka mówi o tym, że desperacko wierzymy w siłę wyższą która nas poprowadzi, a tak naprawdę jesteśmy zależni tylko od samych siebie i natury która może w każdym momencie wszystko zniszczyć (tornado i prawdopodobnie rak).

Mocno ateistyczna to interpretacja, nie wiem czy zgodna z poglądami Coenów. Prawdopodobnie można ten świetny film rozpatrywać na wiele sposobów tak jak "Bartona Finka". Nie wiem czy w miarę jasno przekazałem o co mi chodzi, ale jeszcze raz napiszę, że interpretacja Duffyda bardziej mi się podoba.

ocenił(a) film na 10
_Szaman_

Hmm, ale on bieże sprawy we własne ręce. Obiekt - depresja, narzędzie do zwalczenia - rabini.
Skończyć z depresją i American Beautować? Można i tak (choć oczywiście to jedynie taki przykładowy kierunek, mocno dyskusyjny, ale nie o to tu chodzi teraz) - tyle że nie ma tak fajnie, że człowiek może złapać niewidzialną przekładnie i pozmieniać sobie rzeczy w głowie na życzenie własne.
Tak więc - moim zdaniem ten zarzut nierafiony.

No i poza tym - w ogóle zakończenie stawało by się mało sensowne. Jak własnoręcznie zatrzymasz tornado, czy zwalczysz raka?



Co do interpretacji, jestem w tym cieniutki raczej, ale co tam. Spróbuje i ja.

Ja widzę na razie (jestem 5' po obejrzeniu po raz pierwszy) - kilka głównych oś filmu: żywy/martwy kot, nieoznaczoność heisenberga (i ogólnie zasada nieoznaczoności), sprawa napisu na zębach (łączy się z dwoma poprzednimi ale i dodaje nowe spojrzenie), oraz ostatnia rzecz, której nie widzę, a której brak uniemożliwia mi odnalezienia klucza do tego filmu.

Pomocy! :)

Kurcze, ten film jest o mechanice kwantowej. Niestety z wiedzą o niej jest u mnie krucho. Trzeba to najpierw zmienić, a potem po raz drugi obejrzeć ten film.

ocenił(a) film na 9
addam23

Chodziło mi o to, że są rzeczy których nie pokonasz (rak, tornado), ale możesz zmieniać swoje życie samemu. Główny bohater nie potrafił tego zrobić, desperacko liczył, że Bóg go w tym wyręczy, mimo, że los podsuwał mu pewne sposoby (romans z sąsiadką, geniusz matematyczny brata na którym można było zarobić, i zacząć wszystko od nowa).

Ale tak jak pisałem, lepiej trzymać się interpretacji Dyfuda która jest prawdopodobnie kluczem do rozszyfrowania tego filmu.

ocenił(a) film na 9
_Szaman_

Duffyda, przepraszam za pomyłkę :)

ocenił(a) film na 10
_Szaman_

A czy pewną rzeczą, której nie potrafi pokonać nie jest ta właśnie depresja, załamanie psychiczne? Moim zdaniem tak. Nie potrafi sam dać sobie z tym rady i szuka rozpaczliwie pocieszenia u Boga (choć to takie moim zdaniem było rozpaczliwe strzelanie w ciemno, gdyż wątpie żeby wcześniej jakoś Bóg był mu bliski).

Po to jest przecież Bóg - dla zdrowia psychicznego. Jeśli został przez ludzi wymyślony, to właśnie po to. Jeśli istnieje - to na takiej pomocy się skupia.


No ale faktycznie, to nie jest raczej sedno tego filmu. Choć może być jakimś tam celowo dodanym dodatkiem, dygresją. Nie mówię, że nie.

Po tym też głęboki film można poznać, że na jego podstawie można wyciągać rozmaite wnioski i interpretacje.

ocenił(a) film na 10
addam23

Nie bez powodu często mówi się, że w obecnych czasach ludzie próbują Boga zastąpić sobie psychiatrą.

ocenił(a) film na 10
addam23

Jeszcze jedno - on nie jest infantylny. Nie szuka u boga jakiegoś fizycznego cudu (pstryknięcia palcami i naprawienia przez Boga za niego całego jego życia, które sam do tej pory sam spieprzył, lub samo się jakoś spieprzyło). On ulgi psychicznej oczekuje.

Tylko z Bogiem i teologami rozmaitymi jest jak z dentystą. Jak już boli to u dentysty będzie boleć jeszcze bardziej (choć u Boga nie wiadomo na dodatek czy boleć przestanie)

ocenił(a) film na 9
addam23

Aj już sam się w tym poplątałem...Trzymajmy się lepiej tego kota i teorii żywego/martwego bohatera.

ocenił(a) film na 9
_Szaman_

[spoilery]
Film rozwalił mnie na łopatki - 10/10 (śmiałam się ze łzami w oczach przez cały seans, gra aktorska godna największych nagród filmowych)
Mam trochę odmienną interpretację. Wg mnie pierwsza scena jest swoistym kluczem do zrozumienia sensu całego filmu. Starzec - zabobon, duch, który w zamian za dobry uczynek chciał gościny zostaje źle potraktowany co ściąga na żydowską rodzinę nieszczęście. Jest to znaczenie symboliczne i ma odniesienie do całego narodu żydowskiego, który (jak to w czarnej komedii może być interpretowane) jest skazany na zniszczenie. Stąd w zakończeniu tornado niszczące hebrajską szkołę, depresja i choroba Larry'ego. Być może jest zbyt prosta interpretacja, ale jako pierwsza nasunęła mi się do głowy ;) I absolutnie nie ma zabarwienia antysemickiego, gdyby się ktoś czepiał.

ocenił(a) film na 10
smoothie

1. Naprawde takie to było śmieszne? Dla mnie to był dramat, z kilkoma humorystycznymi wtrętami.

2. Co do interpretacji - jakie nieszczęście ten starzec ściągnął na rodzine? W filmie nic takiego nie widziałem. Czy może funkcjonuje jakaś tam żydowska legenda, w której ściąga on to nieszczęście, na którą powołuje się po kryjomu film?

Poza tym - czy rzeczywiście są skazani na zniszczenie? Przecież stary nauczyciel męczy się z kłódkom od schronu. Zdąży, czy nie? Co tam wyszło na prześwietleniu - również nie wiemy (nawet rak nie jest przecież wyrokiem śmierci pewnym, a może też pojawił się napis - "Pomóż mi"? :) )

To jest właśnie ten żywy/martwy kot. To jest starzec który jest/nie jest duchem. To jest opowieść o napisie na zębach, który nie wiadomo w końcu skąd się wziął i to jest los właściciela zębów, z którym nie wiemy co się stało.
To jest porada starego rabina, który nie dokończył złotej myśli, a zaczął wymieniać skład zespołu muzycznego. To jest również zasada nieoznaczoności.

I to jest wszystko co wiem na razie. Jest jeszcze pewnie szereg innych ważnych rzeczy, których nie zauważyłem i których brak mi bardzo doskwiera w zbudowaniu sobie pełnego obrazu tego filmu.

Brakuje mi ostatniego zapewne elementu, który pozwoliłby bez zgrzytów połączyć te odniesienia do fizyki kwantowej i zwykłej doli człowieka.

użytkownik usunięty
addam23

Jedna tylko uwaga do powyższego. Porada starego rabina, o której wspominasz składa się z dwóch pierwszych wersów piosenki Jefferson Airplane, która jest kolejnym z leitmotivów tego filmu.

Brzmi to:

"...When the truth is found to be lies
and all the joy within you dies

i dalej (niewypowiedziane przez rabina):

don't you want somebody to love
don't you need somebody to love
wouldn't you love somebody to love
you better find somebody to love

When the garden flowers baby are dead yes
and your mind [, your mind] is [so] full of BREAD
don't you want somebody to love
don't you need somebody to love
wouldn't you love somebody to love
you better find somebody to love

your eyes, I say your eyes may look like his [yeah]
but in your head baby I'm afraid you don't know where it is
don't you want somebody to love
don't you need somebody to love
wouldn't you love somebody to love
you better find somebody to love

tears are running [ahhh, they're all] running down your breast
and your friends baby they treat you like a guest.
don't you want somebody to love
don't you need somebody to love
wouldn't you love somebody to love
you better find somebody to love..."



Upieram się gdzieś przy tym, że to złożony i enigmatyczny (pod względem ilości nawiązań do skrajnie rozmaitych źródeł - w samym tym wątku wyróżniliśmy trzy, tj. judaizm, mechanikę kwantową i muzykę Jefferson Airplane). Mistrzostwo scenariusza i reżyserii w dużej mierze oparło się w tym przypadku na połączeniu tych rzeczy w bardzo spójną i niezwykle oryginalną opowieść o kondycji losu bohatera właśnie.

Dla mnie to piękna refleksja. Uznać istnienie Boga. Sens wiary. W świecie, który naraża nas na rzeczy ze wszech miar okrutne i trudne do pojęcia w kategoriach sprawiedliwości i zadośćuczynienia/nagrody.

Słowem - docenić rzeczy, które w całym swoim absolucie są dla nas niemożliwe do poznania, a które bezpośrednio wpływają na nasz los.

Strasznie to górnolotne i paskudnie grafomańsko brzmi, jak się o tym pisze, ale w kontakcie z tym filmem jest to po prostu przejmujące.

ocenił(a) film na 9

"Dla mnie to piękna refleksja. Uznać istnienie Boga. Sens wiary. W świecie, który naraża nas na rzeczy ze wszech miar okrutne i trudne do pojęcia w kategoriach sprawiedliwości i zadośćuczynienia/nagrody."

Czyli jednak film mówi o czymś dokładnie odwrotnym niż myślałem? No cóż, Coenowie znowu mnie przechytrzyli i za to ich uwielbiam, choć nie zawsze rozumiem. Może kiedyś...

ocenił(a) film na 10
_Szaman_

Możliwe, że mówi. Możliwe, że nie.
Ja nie widzę w tym filmie żadnej wskazówki na to jaki do spraw boskich stosunek mają Coenowie.

Nie powiedział bym więc również, że film mówi coś o uznaniu istnieniu Boga.
Jeśli już - pogodzenie się z tym, że wszystko rozumem nie obejmiemy.

ocenił(a) film na 10

Ooo, bardzo ciekawe.

No, no, kolejny smaczek. Stanowi to rozwidlenie dla dalszych interpretacji. No bo co - można ten niewypowiedziany przez rabina refren potraktować jako odpowiedź Coenów na ten problem - czyli miłość, lub też jako - bezsensowną przemowę rabina.


Morały z filmu wychodzą banalne, no ale cóż zrobić. Tak to już jest, że większość nawet bardzo dobrych filmów można podsumować banalnym prawidłem. NIe umniejsza to jednak ich wielkości.

addam23

A nie sądzicie, że jednym z kluczy do filmu może być też owa anegdota o zębach? Ogólnie rzecz biorąc zresztą - wszystkie trzy na pozór absurdalne spotkania z rabinami. Nowe dzieło Coenów to niewątpliwie przypowieść o kondycji ludzkiej (doskonale skrojona!), o absurdach życia, szukaniu sensu, wartości, nieuchronności losu... Długo można wymieniać, a kot zawsze będzie martwy i żywy zarazem ;). Pytania zaś pozostaną bez odpowiedzi. Zupełnie jak z tymi zębami właśnie. Ale, odpowiedział rabin nr 2, w obliczu tych wszystkich niewiadomych "nie zaszkodzi pomagać" - czyli być dobrym człowiekiem. Młody rabin nr 1 zasugerował, by spojrzeć na świat świeżym okiem i zaakceptować go takim, jaki jest, ba, nawet dostrzec w nim piękno. Rabin nr 3 to dla mnie jedna z najlepszych scen, jakie sobie można wymarzyć. Mędrzec, u którego ciężko o audiencję, pokazuje dzieciakowi, że on też wciąż się uczy i zamiast wygłaszać przemądre myśli, cytuje rockową kapelę i oddaje chłopcu upragniony przedmiot. Rewelacja! Ale, zauważcie, powiedział Danny'emu to samo, co rabin nr 2 - "bądź dobrym człowiekiem". Hmmm...

użytkownik usunięty
Abberline

"...Be a good boy..." - piękne podsumowanie.

ocenił(a) film na 7

Jak już objaśniasz film, to powiedz mi, ciemniakowi, o co chodziło z tą sceną, w której Sy stoi autem po środku ulicy i ma wypadek w tym samym momencie co Larry.

Przez Cohenów zawsze czuję się jak głupek. Są trochę jak Lynch, ale on przynajmniej jasno pokazuje: "Lepiej się wysil od początku, albo niczego nie zrozumiesz" (a i tak zwykle rozumiem z 10%). Cohenowie mylą mnie przystępnym tłem, a potem, bam!, pozostawiają dziesiątki pytań bez odpowiedzi i kończą film w zupełnie nieoczekiwanym momencie (tak samo było z No Country for Old Men, który jeszcze trudniej było mi ogarnąć).

Z drugiej strony, cytat na początku filmu to "Przyjmuj z prostotą wszystko, co jest ci dane", czy jakoś tak, więc może przesłanie tego filmu jest takie, żeby nie rozkminiać za bardzo nad przesłaniem.

ocenił(a) film na 10
GxZas

Moim zdaniem wytłumaczenie 2 rabina wyczerpuje temat.

Jeśli ktoś ma pomysł co jeszcze Coenowie mogą chcieć nam nią przekazać, to również chętnie posłucham.

ocenił(a) film na 7
addam23

Ale rabin numer dwa tak naprawdę niczego nie wytłumaczył :P

ocenił(a) film na 10
GxZas

No dokładnie :) I o to chyba chodzi.

Dlaczego mieli w tym samym czasie wypadek? To znak, Bog chcial cos tym powiedziec?
Nikt nigdy się nie dowie (tak jak i z napisem na zębach)

W całym filmie, od pierwszej do ostatniej sceny, pokazywane są wydarzenia, których nie sposób zweryfikować.
Żydowska rodzina nigdy nie dowie się czy to był duch, czy nie. Dentysta - skąd się wziął napis na zębach i co oznacza, fizyk - dlaczego miał wypadek w tym samym czasie co kochanek żony, my - jak się skończył film.

Takie podobieństwa nie mogą w filmie być przypadkowe. Więc pozostaje odpowiedzieć sobie na pytanie - co z tego wynika.

ocenił(a) film na 7
addam23

"Więc pozostaje odpowiedzieć sobie na pytanie - co z tego wynika. "

Nikt nigdy się nie dowie

ocenił(a) film na 10

Oglądnęłam film i (nie)podobał mi się, bo go nie zrozumiałam, a teraz wszystko się genialnie układa. Dużo ludzi pisze, że nie kuma o co chodzi ze śmiercią Sy Ablemana. Jeżeli przyjąć, że główny bohater jest kotem Sch. to Sy jest jedną z jego wersji (dość gładko przejmuje jego żonę, dzieci też nie są zdruzgotane zamianą). Sy jest jedną z wersji - martwą w dodatku (z resztą w którymś z monologów wygłoszonych 2 rabbiemu Larry sam się z Sy porównuje).

gudmadafaka

Wracając do kota Schrödingera. Pamiętajmy, że według założeń mechaniki kwantowej kot znajdujący się w skrzyni jest jednocześnie martwy i żywy. Badanie jego stanu z ujęcia świata makroskopowego, da rozwiązanie po otworzeniu skrzyni i zaobserwowania właściwego "stanu" kota. Podobnie jest ze sceną wprowadzającą: Reb Groshkover znajduje się w stanie superpozycji. Tak jak zauważa forumowicz Duffyd, Reb jest żywy i martwy. W dalszym etapie poznajemy Larrego, nie wydaje się być martwy, gdyż dotykają go wszystkie znane nieszczęścia i problemy. Zdecydowanie jest badaczem, który gdzieś (być może nieświadomie) trzyma swojego kota i woli nie otwierać skrzyni, godząc się na to co przyniesie los, czy szukać ukojenia u sił wyższych. Prowadzi swoje życie według zasad i wytyczonych norm, z kolei alternatywne wersje "superpozycji" ukazują mu się w snach (koszmarach). Mimo to Larry, przytłoczony wysokością rachunku za poradę prawną, przełamuje się, przyjmuję łapówkę, zmienia ocenę z F na C (-) i otwiera skrzynię z kotem. Jaki jest wynik? Całe szczeście choć twórcy odchylili wieko, nie pozwolili zajrzeć do środka, musimy "zamknąć" własnego kota, aby się przekonać.

ocenił(a) film na 8
waldiben

Ależ wy tu pięknie piszecie. Faktycznie, w filmie zgubiłem się kompletnie, a wasze wyjaśnienia sporo mi przybliżyły. "Serious Man" wydaje się być tak zagmatwany, żeby nie przyszło nam do głowy o jak proste prawdy może w nim chodzić. Mamy po prostu robić swoje i "być dobrymi ludźmi".

ocenił(a) film na 10
najwspanialsze2

Oglądnęłam film i (nie)podobał mi się, bo go nie zrozumiałam, a teraz wszystko się genialnie układa. Dużo ludzi pisze, że nie kuma o co chodzi ze śmiercią Sy Ablemana. Jeżeli przyjąć, że główny bohater jest kotem Sch. to Sy jest jedną z jego wersji (dość gładko przejmuje jego żonę, dzieci też nie są zdruzgotane zamianą). Sy jest jedną z wersji - martwą w dodatku (z resztą w którymś z monologów wygłoszonych 2 rabbiemu Larry sam się z Sy porównuje).