Film jest >BARDZO DOBRY<. Świetne ujęcia/zdjęcia niesamowicie oddają pejzaż U.S.A. tamtych czasów - dzielnice domków jednorodzinnych z >ZAWSZE< zielonymi trawnikami:-).
Nieco statyczny, ja to jednak odebrałem jako zaletę. Brak dynamiki w ogóle mnie nie zmęczył. Mamy tu do czynienia z zobrazowaniem po prostu kilku dni z życia pewnego człowieka, ukazaniem przebiegu losowych czynności, zjawisk, nawet atmosferycznych (jak to na końcu). Było to chyba dobitne zilustrowanie przypadkowości, zbiegu okoliczności jakie przeważa w życiu oraz tego, że oddziałują na nas "sprawy", na które kompletnie nie mamy wpływu. Tak rozumiem puentę tego filmu. Jeśli ktoś oglądał "O brother, where art thou" Coenów z pewnością zauważy analogię.
Osoby będące przyzwyczajone do happy endów lub wymagające poruszania w filmie jakichś >KONKRETNYCH< aspektów życia mogą być nieco rozczarowane. Film porusza jeden aspekt: życie. Bardzo lubię twórczość braci Coen, długo czekałem na ich kolejną propozycję i bynajmniej się nie zawiodłem. Kilka razy zaśmiałem się na filmie lecz nie doszukiwałbym się w nim jakiegokolwiek >HUMORU<. Niektóre sytuacje wywołują śmiech lecz ma on zupełnie inne podłoże niż śmiech wywoływany chociażby tzw. czarnym humorem.
Również polecam!
zgadzam się w pełni. Film przede wszystkim bardzo inteligentnie nakręcony i w swej istocie mądry. Coenowie po raz kolejny udowodnili, że statyczność może budować dynamiczne emocje, jakie zawitają w naszych umysłach po zakończeniu projekcji. "Nowa" obsada, ale jakże dorodne role. Również polecam, nie tylko fanom twórczości Coenów (hmm ci być może byliby zawiedzieni brakiem czarnego humoru tak chociażby wyraźnego jak w Fargo)ale kinomanom, którzy cenią dojrzały warsztat reżyserski.