Oczywiście to subiektywna refleksja, ale wydaje mi się, że producenci ścigają się z widzami, kto ma mniej szarych komórek. Biorąc pod uwagę głosy aprobaty z tej strony ekranu wygląda to na remis. W każdym razie zarówno scenariusz, jak i sam film tworzą kwintesencję głupoty, dlatego aż strach pomyśleć, gdzie zdąża kino rozrywkowe, bo to, że cały czas pikuje jest chyba truizmem. Jedyną korzyść z seansu mogą odnieść jedynie widzowie cierpiący na zespół Kleina i Levine'a, czyli hipersomnię, choć i w tym przypadku zalecałbym umiar.
Można się tylko dziwić, co tu robi Jamie Foxx i Joseph Gordon-Levitt, ale przecież już Rzymianie mawiali, że pecunia non olet.
Ta "rozrywka" jest naprawdę tylko dla najmniej wymagających, ale ponownie podkreślam, że jest to tylko moja subiektywna ocena.