akcja filmu jest bardzo wolna, nie jest to zdecydowanie dzieło rozrywkowe (czy coś takiego w ogóle istnieje?)
mam takie (nie)szczęście, ze oglądałam ten film wraz z mamusią, szukającą rozrywki kobietą, która nie rozumie, ze czasy się zmieniają oraz że młody Jimmy Page jest uroczy (w finalnej wersji - w roli zespołu- reżyser chciał obsadzić the velvet underground, ale ktoś tam się nie zgodził, szkoda, mamusia ich jeszcze bardziej nienawidzi niż Page’a - velvets to przecież banda cpunow śpiewająca o cpaniu)
wracając
skonfrontowałam mą opinię z opinią osoby nastawionej na rozrywkę.
najpierw próbowałam, nawiazując do Freuda, wymyślić jakaś socjologiczno-psychologiczna-umoralniająco-spirytualną interpretację zahaczając o temat wartości artystycznej filmu, ale się pogubiłam
uzgodniłam jedynie, ze dzieło jest o poszukiwaniu. niekoniecznie odnajdywaniu czegoś, jedynie poszukiwaniach
mama się zgadza
to dobrze