David Koepp znany z reżyserii takich filmów jak „Opętanie” czy „Sekretne Okno”, a także scenariuszy do wielu innych horrorów i thrillerów, w 2020 roku wypuścił kolejny film. „Powinniście odejść” to kino udane, choć w pobliżu końca zaczyna mocno potykać się o własne nogi. O czym jest ten horror i czy warto się nim zainteresować?
Małżeństwo z córką wynajmują dom niemal odizolowany od cywilizacji. Prędko zaczynają mieć niepokojące sny, a usiłujący uporać się z mroczną przeszłością Theo spostrzega, że z budowlą jest coś nie tak. Uciekają godziny, pojawiają się nowe korytarze, drzwi same się zamykają, a światło zapala się tam, gdzie nie powinno. W dodatku ktoś obcy zaczyna pisać w jego notatniku, nakłaniając do opuszczenia tego miejsca. Czego nie zdradzili mieszkańcy pobliskiej miejscowości i co czai się w ciemności?
Produkcja ta jest naprawdę niepokojąca. Klimat z niej kipi, a przerażenie losami bohaterów potrafi się udzielić widzowi. Odludny dom ma tutaj spory potencjał i jego tajemnice potrafią zaintrygować. Pod pewnymi względami horror ten przypominał mi „1408”, choć to bardzo luźne skojarzenie. Jednak tam, gdzie ekranizacja opowiadania Stephena Kinga potęgowała ciarki na plecach, „Powinniście odejść” zaczyna kuleć. Im więcej wyjaśnień, tym mniej trzymający w napięciu staje się film. W związku z tym w pobliżu końca staje się niemal nudny, a banalne rozwiązanie nie daje pełnej satysfakcji. Zabrakło jakiejś mocnej petardy na koniec, która wryłaby ten tytuł w pamięć.
Realizacyjnie wygląda bardziej na produkcję z bardzo wczesnych lat dwutysięcznych niż z 2020 roku. Na tyle, że po włączeniu w ciemno tego tytułu myślałam, iż jest znacznie starszy. O ile więc zdjęcia w szaroburych odcieniach nie zachwycają, a sama sceneria nie wzbudza emocji (w końcu jak długo można budować napięcie wyłącznie na ciemnych korytarzach). Pozytywnym aspektem okazała się muzyka – zdecydowanie tworzy klimat i potęguje niepokój, jaki udziela się w początkowej i środkowej części tego horroru. Aktorzy, których w filmie jest realnie niewiele, dają różny popis. Kevin Bacon sprawdza się jako Theo: w zależności od sytuacji jawi się jako bezuczuciowy bądź silnie zaangażowany emocjonalnie. Nie mogę tego samego powiedzieć o Amandzie Seyfried. Choć paradoksalnie gra ona wybitną aktorkę, to wychodzi z niej miejscami nieinteresujące drewno – to zakrawa niemal na ironię. Na uwagę zasługuje przy tym rola dziecięca. Około dziesięcioletnia wówczas Avery Tiiu Essex naprawdę daje sobie radę w tej mimo wszystko wymagającej roli.
„Powinniście odejść” zakrawało na naprawdę dobry film. Rzeczywistość jednak jak zwykle rozczarowuje i niedobory w okolicach finiszu zdecydowanie osłabiają odbiór całości. Ode mnie 6/10 – można sprawdzić, pomysł był udany, po prostu miejscami mocno niedomaga.