Mam takie wrażenie, jakby scenarzysta/reżyser nie do końca wiedział, jaki film chce zrobić i w którą stronę pójść. Początkowa część filmu ma niezły potencjał na w pełni "realistyczny" thriller o tajemniczym domu, w którym ktoś lub coś się ukrywa (pokój, w którym wymiary się nie zgadzają, zdjęcia, które ktoś robił bohaterowi) i gdyby pociągnęli go w tę stronę mógłby być naprawdę dobrym filmem. Ale w pewnym momencie skręca to w stronę kiepskiego pseudo-metafizycznego horroru, nagle zaczynamy mieć mnóstwo niewytłumaczalnych przeskoków przestrzenno-czasowych (bohater obserwuje samego siebie sprzed kilku dni, dziwne pomieszczenia w domu pojawiają się i znikają itp.), i na dodatek nie wiadomo czy te sceny są rzeczywistością, czy tylko wizjami/halucynacjami bohatera. A zakończenie jest zupełnie żadne - niczego nie rozwiązuje, niczego nie wyjaśnia.