Wraca, ale niepotrzebnie. W porównaniu z jedynką film wypada bardzo blado. Tym razem chyba reżyser chciał zrobić komedio-western, bo początek przypomina jakąś teatralną satyrę na nie wiadomo co. Już sam fakt że przez całą godzinę musimy obserwować durny spór o niepłacenie przez Sabatę podatków pokazuje z jakiej jakości filmem mamy do czynienia. Potem co prawda akcja się rozkręca, a i okazuje się że nie tylko o podatki tu chodzi, ale niewiele to pomaga. Pierwsza część była o wiele lepsza- tu brakuje klimatu, postaci są w większości mało zabawne i udziwnione na siłę, a sam Sabata jest jakby zmęczony życiem. Do zalet mogę zaliczyć fakt iż nadal mnóstwo tu gadżetów i akrobatycznych popisów (co pozwala choć trochę utrzymać komiksowy klimat poprzedniej odsłony) oraz końcówka jest niezła. Ale i tak wyszedł mało ciekawy sequel.
To wygląda wręcz jak autoparodia spaghetti westernu. Kosmiczny wręcz początek. Potem bohater niczym z komiksu, z gadżetami niczym Batman i jak Batman mający pomocników: dwóch akrobatów (jak Robin i BatGirl he,he). Scena jak wspomniani akrobaci unieszkodliwiają ludzi McIntock'a polewając ich wodą jest tego potwierdzeniem. No i komiksowe zakończenie.