Ja nie dostrzegłem ani jednej sekundy, która bałaby śmieszna :|
Film jest interesujący... bardzo dobra rola Natalie Portman
w morde misia :|
jak mozna bylo podejsc do tego jak do komedii ??
byly elementy zabawne ale mniejsza z tym
w GS nalezy sie przede wszystkim skupic na rozwoju emocjonalnym Largemana
zgadzam się z Mooman :)
Ale momentów śmiesznych było mnóstwo np.
"myślałem, że się zabiłeś... to nie byłeś ty?"
rozmowa z kolega policjantem
wizyta u psychiatry te dyplomy a później jeszcze tomografia (nie mów, że się chociaż nie usmiechnęłaś/eś)
wymieniać możnaby sporo. Ale i tak najlepszy był Dżemik (w kinie tak przetłumaczyli imię chomika, ale widzialam różnie Masełko, Galaretka) - chomik, który zginał, bo się przekołował. Na tym momencie wszyscy w kinie (ok. 10 osób - strasznie dużo) śmiali się jak głupi :)
Pewnie ze to nie komedia! Ale usmialam sie przednio w niektorych momentach :-D
na przyklad jak Largeman wstal po imprezie a po domu chodzil rycerz...
Swietny film dajacy do zrozumienia, ze lepiej czuc cokolwiek, nawet bol, niz nic. Przynajmniej wiadomo wtedy, ze sie zyje.
Taaa, a nasz bohater miał napisane jajca na czole :D
Garden State, to ambitna komedia (jakich mało) i bynajmniej nie romantyczna (nie lubie połączenia tych dwóch wyrazów). Kto nie zauważył w filmie nic śmiesznego, to współczuję poczucia humoru...
Co do przekazu zgadzam się mniej więcej z rybkiii
Jeśli chodzi o chomika ;) to krązy w pewnych środowiskach taki wręcz kultowy dowcip o chomiku :D być może widzowie z tym sobie skojażyli, chociaż szma sytuacja filmowa też była śmieszna.
Komedia to może przesadzone słowo w tym filmie, ale faktycznie było trochę śmiechu, z tymże zdecydowanie większa część zabawnych fragmentów wystąpiła w pierwszej połowie filmu. Druga część była bardziej refleksyjna i dlatego widz na koniec ma przeświadczenie, że niewiele w filmie humoru zastał. Mimo to trzeba przyznać, że to na pewno nie humor w filmie odgrywał najważniejszą rolę, a jedynie towarzyszył głownej myśli