Mam pytanie do forumowiczów:
jeżeli stwierdzasz, że najnowszy film Allena nie przypadł Ci do gustu, to która z poniższych odpowiedzi jest najbliższa Twoim odczuciom?
1) No tak, ten przereklamowany Allen znowu wupuścił gniota, a ślepi i/lub skorumpowani krytycy jak zwykle chwalą. Na szczęście ja wiem jaka jest prawda i zaraz przywalę tu na forum z grubej rury...
2) No cóż, to nie ten sam Woody Allen co przed laty, szkoda.
3) A może obiektywnie film jest dobry, lub nawet bardzo dobry, a ja po prostu nie potrafię tego dostrzec?
Proszę o szczere odpowiedzi, pozdrawiam.
numer 2). Kiedyś Woody robił filmy, które mówiły o czymś, zaznaczały jakieś pole dyskusji, stymulowały do wyrażania własnego zdania na zadany przez reżysera temat. W najnowszej produkcji ewidentnie brakuje czegoś takiego, nawet "Whatever Works" porusza w jakiś sposób pewne problemy, skłania do dyskusji, "Poznasz przystojnego bruneta" to jak dla mnie zwykła opowiastka miłosna, nic szczególnego.
A przede wszystkim brakuje PUENTY, klamry, która zamyka dzieło, jak choćby słynny cytat o zwariowanym bracie w Annie Hall, w najnowszym filmie Allena po prostu tego nie ma.
ja niestety też jestem za 2), ale to nie znaczy, że zmieniam zdanie o Allenie czy przestaję go oglądac...
szczerze mówiąc miotam się kompletnie między tymi trzema i ostatecznie dochodzę do wniosku, że w każdej jest coś prawdziwego...
zastanowił mnie ten film, bo miał sporo ironicznych i gorzkich wydźwięków, trafnych, aczkolwiek nie skłaniały do głębszej refleksji. A brak zakończenia miał pozostawić nam do myślenia? W sumie wszystko i tak było oczywiste.