Ech, niestety ale oceniam ten film na 6/10. Dlaczego?
Gatunkiem miała być komedia rom., dramat. Nie uwypukliło mi się to tak dobitnie w filmie. Pod komedie można by było to podpisać, ale nie romantyczną... dramat? Zbyt szerokie pojęcie, elementy dramatu może i były... dlatego do tego tak mocno się nie czepiam.
Kolejną sprawą jest efekt 'bez-nadziejności' filmu. Oglądałam go do końca - nie mam w zwyczaju przerywać filmów - ale nie uzyskałam oczekiwanej puenty, zebrania wszystkiego w jedną całość... Przez to (w moim odczuciu) film się dłużył, nie wprowadzał żadnych nowych zagadnień - nie zwracał uwagi na ważne kwestie, nie podkreślał istotności poszczególnych wątków. Wszystko toczyło się na jednej płaszczyźnie.
Ponadto mam pewne wątpliwości co do gry aktorskiej... odniosłam lekkie wrażenie, że aktorzy nie 'wtopili' się w swoje role. Jakby mało poważnie do nich podeszli - może to dlatego, że sam Woody tak chciał. Chciał uzyskać 'płynność' bez jakiś skoków emocji, ukazać 'po prostu' życie... sytuacje 'standardowe'.
Wisienką na mojej karcie zażaleń niech będzie fakt, niedosytu jeżeli chodzi o ścieżkę dźwiękową.
W mojej ocenie film zbyt ciężki... zdecydowanie nie do mas... ewentualnie do poszczególnych jednostek - fanów dzieł Allena. Takich którzy potrafią się wtopić w jego 'wyobraźnie' i ją dobrze zrozumieć, ba - razem z nim ją podzielać :)
Nie powalił mnie... nie rozczarował - bo wiedziałam, że film taki może być.
Po prostu... to nie to ;) to nie mój klimat :)