Od jakiegoś czasu kończę oglądać Jego filmy poirytowany. Że marnuje coraz to innych uznanych aktorów, dla których "zagranie u Allena" jest wciąż nobilitacją i sympatycznym wpisem do aktorskiego CV. Że rozmienia swoje nazwisko na drobne - ale nie dlatego, że "poszedł w komerchę", tylko dlatego, że nie ma naprawdę nic ciekawego do powiedzenia. A nawet jak ma, to robi to w coraz nudniejszy sposób. A najbardziej jestem poirytowany, że tracę czas na oglądanie filmów, które nie są lepsze od kretyńskich seriali typu "zdarzyło się na Wspólnej".
I tak samo było z "Poznasz..." Film jest po prostu słaby. Mimo kilku ciekawych wątków, paru zabawnych scen, jest słaby. ZNOWU. Po raz kolejny zawiodłem się na Allenie. Nie dokończenie co ciekawszych wątków (i mętne zasłonięcie się cytatem z Szekspira jako wytłumaczenie tego głupiego zabiegu) - przypomina mi najgorszą szkołę polskiego filmu - ciągnąć story ile fabryka dała taśmy, a potem w minutę skończyć film - najlepiej urwać w pół ujęcia, żeby ludożerka myślała, że to taki resyserski zabieg - domyśl się wykształciuchu, co to wszystko może znaczyć.
Ostatni raz mu zaufałem. Allen już nie tylko tak sobie gra na klarnecie. Robi też takie sobie filmy.