Wyjątkowo udany, sympatyczny i pogodny film. Nie rozumiem czemu niektóre osoby się na
niego uwzięły. Bardzo udana obsada i fajnie, że znowu jest Londyn. Dla mnie osobiście
porażką był film sprzed dwóch lat, niesamowicie słaby na tle innych produkcji Allena. Może
to przykład, że normalnie Allen w Polsce nie cieszył się wzięciem "mas" i dopiero film
"Vicky... " dał niektórym posmak allenowskiego kina, choć nie mają bazy w postaci jego
starszych produkcji.
moim zdaniem film był właśnie tragiczny (w znaczeniu pełny tragizmu; a nie że zły), a na pewno nie pogodny! Sam cytat z Makbeta otwierający i zamykający film, że nasze życie to tylko "sound and fury signifying nothing" jest tragiczny sam w sobie... popatrz na bohaterów, czego by nie zrobili, to ich życie nadal jest pełne pustki i beznadziei, i tylko jedna matka Naomi Watts jest "szczęśliwa", bo żyje w ułudzie i iluzji... Życie jest nic nieznaczące, mówi Allen, a my tylko wrzeszczymy i się szarpiemy, a i tak nic z tego nie będziemy mieć...