Obejrzałam ostatnio "Co nas kręci co nas podnieca" i dzisiaj "Poznasz przystojnego
bruneta". Według mnie te filmy, nie licząc różniącej ich historyjki, są praktycznie takie same.
Każdy jest nieszczęśliwy w obecnym związku, rozstaję się i znajduję nową miłość, albo
znajduję ją będąc obecnie w związku. Każdy jest nieszczęśliwy dopóki nie znajduje miłości.
Nikt nigdy nie zostaje sam.
Film jest całkiem fajny, ale w porównaniu z wcześniejszymi filmami Allena to kiepsko
bardzo...
już nie pamiętam o czym był film "co nas kręci co nas podnieca" ale niezbyt mi się on podobał. wydawał mi się przegadany, tutaj było zdecydowanie więcej akcji. 'poznasz przystojnego bruneta' przypadł mi do gustu bardzo. nie wiem czemu niektórzy piszą, że był nudny, ja mam zupełnie inne odczucia. ciekawie, wciągająca opowiedziana historia, świetna obsada, piękna Pinto, świetny Banderas i Hopkins no i Naomi Watts - naprawdę rewelacyjna aktorka, muszę obejrzeć inne filmy z jej udziałem. naprawdę miło mi się ten film oglądało, dużo talentu i urody.
film pozostawia poza tym wiele otwartych kwestii i chyba to jest na plus, bo można trochę się zamyślić po seansie. poza tym jakieś przesłanie niósł: życie jest kruche (może to i banał :)), jeśli już oszukujesz to rób to ostrożnie z głową ;), dogłębnie poznaj człowieka zanim weźmiesz z nim ślub, nie bądź starym frajerem, nie wierz wróżkom i inne :)
choć morał w tym filmie chyba nie był najważniejszy, najważniejsze było to, że po filmie czułem się zrelaksowany i bardziej pozytywnie nastawiony do życia.
Mam dokładnie takie samo odczucie jak Polilla - poza niektórymi zabawnymi momentami ogólnie dłużył mi się pod koniec. A odnosząc się do wypowiedzi Miqel10 - wydaje mi się, że artystę tego pokroju co Allen stać na coś więcej niż opowiastka bez morału o tym, że nie należy wierzyć wróżkom...:-)
Jeżeli chodzi o Allena, to trzeba przyznać, że jest dość monotematyczny ( nie to żeby była to jakaś straszliwa wada, w końcu każdy, kto kręciłby filmy prawie co rok od lat sześćdziesiątych mógłby być spokojnie posądzany nie raz o autoplagiat). Jednak, poza typowymi allenowskimi motywami związków i recepty na życie, akurat te dwa filmy (Whatever Works i You Will Meet a Tall Dark Stranger) niewiele łączy, "Co nas kręci.." to zabawna komedia, natomiast "Poznasz przystojnego bruneta" to pełna tragizmu i zrezygnowania opowieść o życiowych "nieudacznikach".
I nie jest to bynajmniej "opowiastka bez morału o tym, że nie należy wierzyć wróżkom", tylko o tym, że in the long run nasze życie nic nie znaczy, i że jesteśmy tylko błaznami, którzy walczą i krzyczą, a nigdy nie zaznają szczęścia, chyba, że będą jak filmowa matka, jedyna szczęśliwa osoba na końcu, ale dlaczego? bo żyje iluzją i złudzeniami... Było to bardzo wolne tłumaczenie cytatu z Makbeta na początku i końcu filmu, które osobiście uważam za kluczowe w jego odbiorze:
Life's but a walking shadow, a poor player
That struts and frets his hour upon the stage
And then is heard no more: it is a tale
Told by an idiot, full of sound and fury,
Signifying nothing.
ładny był ten cytat
jak dla mnie, to wszystkie postacie w filmie wiodą swoje życie znaczące 'nothing' - z tym że jedni są szczęsliwi teraz, inni będą, a jeszcze inni już byli... - na szczęście życie trwa dłużej niż film ;-)
PS.
tak przy okazji, ciekawe czy surrealiści inspirowali się tym cytatem...