Byłem. Widziałem i powiem że strata kasy, gdyby nie to że nakręcił to znany reżyser to pewnie nawet by to nie weszło do kin, być może zagościło by w tym czasie w markowej telewizji PULS.
Mam dokładnie takie same wrażenia. Allena lubię (choć do ubóstwiania mi daleko). "Co nas kręci, co nas podnieca", "Vicky Cristina Barcelona", "Cassandra's Dream" czy chociażby "Jej wysokość Afrodyta" ze starszych - baardzo mi się podobały. Ameryki nie odkryję mówiąc, że Woody ma swój styl i wdzięk w prowadzeniu filmów. I tym bardziej "Poznasz przystojnego bruneta" jest dla mnie po prostu kiszką. Takie nudne blablabla o przemijaniu, pragnieniach, żądzach i klęskach. Bogowie, ile razy to już było! W dodatku smakuje jak odgrzewany kotlet w mikrofalówce. Ot, staruszek odmładza się żeniąc się z silikonową blondynką, starszą panią zżera samotność więc jej córka znajduje jej wróżbitkę, facetowi nie wychodzi w małżeństwie więc podgląda sąsiadkę.... dzizas... co w tym odkrywczego i górnolotnego? Minuty filmu mijają, obrazki na ekranie lecą i w zasadzie zero emocji. Jedynym ciekawym wątkiem jest motyw drugiej książki Roya i finalny "niesprzyjający układ gwiazd". Nawet wątek Banderasa jakiś bezpłciowy. I podpisuje się rękami i nogami pod Szewczak1989: gdyby był to film innego reżysera, to pies z kulawą nogą by się obrazem nie zainteresował, a co najwyżej za kilka lat moglibyśmy go obejrzeć w przedpołudniowym pasmie niszowej stacji TV.
"Siadaj, Allen, naciągane trzy, ale następnym razem zgłoś nieprzygotowanie przed lekcją"
oczekujesz od filmów Allena inwazji kosmitów i zawrotnych pościgów samochodowych?
Nie, ale jakieś zombie albo wyuzdane orgie to mogły by być :-)
A na serio: od Allena oczekuję sprawnie opowiedzianej historii, dającej do myślenia i wciągającej w grę. Niestety w "Poznaj..." tego nie ma. Ot, ciąg scen typu "starsza pani wychodzi z taksówki, płaci za kurs i wchodzi do mieszkania". Ot, fajne, tylko co z tego? Ja naprawdę lubię Allena, ale po tym filmie czuję się oszukany. Akcja i fabuła na poziomie późnego "M jak miłość".
Mam dokładnie te same wrażenia i, podobnie jak reszta ludzi na sali, byłem zaskoczony pojawieniem się napisów końcowych. Dla mnie ten film się nawet nie skończył, wyglądało to raczej jak pierwszy odcinek serialu. Zanim pójdę na następny film Allena będę chciał usłyszeć przynajmniej pozytywnych opinii. Bardzo się rozczarowałem
Najwyraźniej macie złe podejście do kina Allena. Kilka jego poprzednich filmów, które nakręcone były jako pewnego rodzaju eksperyment z gatunkiem (wszytsko gra i sen kasandry - tragedia grecka czy motyw 'zbrodni i kary') nie jest (przecież to eksperymenty) jego 'stylem'. Myślę, że 'Poznasz....' to trochę powrót do filmów, gdzie pokazuje zawiłe, ale proste historie zwykłych ludzi z charakterystyczną ironią i komentarzem. A 'niezakończenie' filmu to specjalny zabieg. Ludzie nie znający filmów Allena mają dziwne oczekiwania, to specyficzne kino, które nie ma za zadania porażenia zwrotami akcji i jej szybkością.
Annie Hall albo Manhattan - to jest prawdziwy Allen. I nawet nie próbuj mi wmówić, że "Poznasz..." jest choć w połowie tak dobry, jak wymienione wyżej przeze mnie filmy.
ja nie twierdze, że jest lepszy, mówię tylko, że ludzie mają niepoprawne oczekiwania wobec tego filmu. Prosta historia też może być ciekawą historią. Widziałam prawie wszystkie filmy Allena i wiem czego się spodzewać kiedy pójdę na jego nowy film. Nie chcę generalizować, ale niktórzy słysząc słynne Nazwisko, nie znając dorobku spodziewają się kosmicznych doznań i to komentuje, nigdzie nie napisałam, że film jest najlepszym jego filmem. Nie zgadzam się również ze stwierdzeniem, że to najseksowaniejsza komedia Allena...
ja natomiast obserwuję, jak zatwardziali Allen'owcy próbują wmówić na tym forum, że "Poznasz..." to kolejne arcydzieło Woody'ego, bądź przynajmniej bardzo dobry film. Wg mnie ten obraz zasługiwałby na 6-7, gdyby nie to, że nakręcił go właśnie Allen - po jednym z moich ulubionych reżyserów spodziewam się czegoś więcej, inną miarą mierzę jego dokonania. A już na pewno nie dam sobie wmówić, że to bardzo dobry film, bo brakuje mi tutaj typowej allenowskiej puenty, film jest mało wyrazisty, nie zmusza odbiorców do dyskusji.
zgadzam się, film nie jest arcydziełem, oceniłam go na 8 z tego powodu, że sama znam kilka odpowiedników postaci, co sprawiło, że film był dla mnie podwójnie zabawny, potraktowałam to osobiście. Gdyby nie to ocena pewnie byłaby niższa. A co do dyskusji, to może temat jest prosty, ale myślę, że można porozmawiać na temat konsekwencji podejmowanych decyzji odnośnie wszystkich postaci.
cóż, Twoje motywy są nad wyraz zrozumiałe. Jasnym jest, że wyrażone wyżej przeze mnie zdanie kieruję do tych fanów Allena, którzy wręcz są w stanie stwierdzić, że ktoś nie dojrzał do kina Woody'ego tylko dlatego, że odnoszą się krytycznie do "Poznasz...".
A że ja nie lubię ignorancji w każdą stronę, nawet tak pozorowanej na "wielkich znawców Allena", to staram się reagować ;d
Pozdrawiam.
Komentarze tyczą się twórczości Allena a nie konkretnie tego filmu. I zgadzam się z opiniami o średniej jakości tego filmu. Fakt jest taki, że kawałek życia przedstawiał w pewiem wyrafinowany sposób ale był również po prostu nudny...
nadal będę się upierać że dyskusja nie jest stricte o filmie...
chociaż z drugiej strony przynajmniej w ogóle jest i tu masz rację :)