czytam wasze recenzje i ogarnia mnie zdziwienie. przecież to Allen, naprawdę ktoś się spodziewał jakiejś prostej komedii romantycznej?? ehh
Sam film bardzo przyjemny. Może nie głęboki, może nie wybitny. Ale ciekawy, zmuszający do zastanowienia się nad naturą ludzką. Pojawia się pytanie, czy jednym z głównych zagrożeń dla nas nie jesteśmy my sami, a ściślej nasze marzenia i pragnienia, a więc to co dzisiejsza polityczna poprawność nakazuje nam mieć i eksponować za wszelką cenę. Paradoksalnie okazuje się, że realizacja naszych marzeń może sprowadzić na nas katastrofę. Bo właśnie takie jest życie. Tutaj najważniejsze jest zdrowy rozsądek i szczęście. Bohaterowie filmu nie mają ani jednego ani drugiego.
Film w dość lekki sposób przekazuje nam bardzo gorzką prawdę o nas samych.
Wiesz, takie same wnioski mozna by wyciagnac z filmu "Weekend" Cezarego Pazury... Allen podszedl do tematu w skrajnie uproszczony sposob, opowiadajac banalne historyjki z zycia i pozostawiajac bohaterow w punkcie kulminacyjnym swojej opowiesci. Jasne, ze to film o pragnieniach, ale niewiele z niego wynika.
No właśnie jakoś zbyt lekki... Pozostał mi niedosyt. W zasadzie można było skończyć film w każdym innym momencie. W porównaniu choćby z "Co nas kręci, co nas podnieca" film wypada blado.
To jest normalny Allen, to że pewne rzeczy się urywają to przewrotność życia. Dostali w filmie nadzieje na wybicie, a potem coś poszło nie tak. Jednym wyszło, innym nie, jak to w czasie zauroczenia z Przystojnym Brunetem, który w końcu szybciej czy później Cię zostawi.