Jak ktoś lubi Cohenów, to się troszkę zawiedzie, bowiem brak tu tego szelmowskiego oka które mruga z ekranu do widza. Ale co by tu nie rzec mnie film powalił. Praktycznie każda z postaci to majstersztyk aktorski, nie ma tu słabych ról. Prowadzenie akcji, sposób podejścia do westernowego tworzywa budzi moje najwyższe uznanie. Ale co jest tu najważniejsze, co zostaje kiedy opadnie kurz filmowej prerii. Na pewno dwie rzeczy. Po pierwsze prostota, która tutaj masakruje swoistą głębią. Po drugie klimat wytworzony przez prawdę świata opowiadanego, która aż kipi z ekranu i przywala swoją intensywnością. No i mógłbym tu jeszcze pisać o niejednoznaczności postaci, ale od Bez przebaczenia Eastwooda to już nic nowego...