Cała waga i jakość filmu, który opowiada o relacji dwóch skrajnie przeciwnych osobowości, z natury ciąży na popisie aktorskim dwóch artystów. Niestety (nie udało mi się zapamiętać imion głównych bohaterów ;) jeden chyba Benji) pomiędzy tymi dwoma postaciami nie czuć chemii. Gra aktorska jest przerysowana w negatywnym znaczeniu tego słowa. Ich utarczki wydają się nieautentyczne. To często coś a'la "super >śmieszna< wymiana zdań z trailera nowej produkcji Marvela, która tak naprawdę nikogo nie bawi". (A może ja po prostu nie trawię współcznesnego kina i taka gra jest teraz normalna? Ostatnio tylko bajki mi się podobają...). Trudno przez to wczuć się w historię i zapomnieć, że ogląda się film. Wrażenie jest właśnie odwrotne. Szczególnie najistotniejsze, z punktu widzenia fabuły, sceny -- wychodzą mocno sztucznie. To przeszkadza widzowi wczuć się w historie i bohaterów. Filmowi nie udało się sprawić, żeby losy któregokolwiek z nich mnie obchodziły, bo żaden z głównych bohaterów nie zaskarbił mojej szczególnej sympatii. Dlatego przy największym "plot twiście" (tak to nazwijmy???) nic nie poczułem. Trudno powiedzieć czy tylko gra aktorska jest tu winna. Na pewno dokłada się do tego trochę zbyt szybka akcja (film wydaje się za krótki) -- nie ma czasu, by przywiązać się do bohaterów. Chciałbym, aby do filmu, przed jego pierwszą sceną, dodano z jakieś 5min z aktualnego życia tych bohaterów. Wrzucenie widza na głęboką wodę było pewnie celowe, ale wg mnie nietrafione, bo trudno się do nich przywiązać, zrozumieć ich motywacje i cele.
Kolejnym problem jest to, że w filmie nie za wiele się dzieje. Jest on o relacji dwóch kuzynów, ale scenarzystom nie udało się znaleźć zdarzeń-pretekstów, które mogłyby posłużyć za elementy pchające ich odnowioną relacje do przodu w sposób ciekawy. Niby tym jest wycieczka, ale na niej niewiele się dzieje (akurat w sumie jak to na takich wycieczkach... ale nie po to oglądam film, aby nic się nie działo jak w życiu). Np. bohaterowie dwa razy w filmie gadają o swojej relacji, paląc na dachu zioło. Wydaje się to być celowym zabiegiem (dzieje się to przy początku i końcu filmu, co może służyć za próbę wywołania efektu klamry kompozycyjnej), ale przydałoby się pomyśleć też o tym, aby widza nie nużyć, bo mogliby równie dobrze gadać po szalonej ucieczce przed kibicem Motoru (żartuję, ale wiecie chyba co mam na myśli). A film jest niestety właśnie nużący, co wydaje mi się osiągnięciem, biorąc pod uwagę tematy w nim poruszane. Co też zauważa główny bohater, nie mają oni żadnego kontaktu z Polakami, będąc cały czas w Polsce. Jest to trochę absurdalne, że w całym filmie jest jedna dłuższa scena wymiany zdań z Polakami, i jest to scena komediowa. To tak jakby robił film o Ameryce w USA a główni bohaterowie byliby Polakami i filmie byłaby jedna scena, gdzie rozmawiają z kimś z USA. No naprawdę absurd. Znów -- może było to celowe, skoro ta refleksja pada z ust głównego bohatera, ale jeśli tak, decyzja nietrafiona.
Połączenie komedii i dramatu nie zadziałało, ale pomysł był dobry, wykonanie skopano. Sceny komediowe powinny być znacznie rzadsze, ale o wiele, wiele wyższej jakości i wiele, wiele bardziej subtelne (są mocno w twarz). Podczas seansu kącik ust poruszył mi się raz, może dwa, a film próbuje być zabawny przez ok. 70% czasu. Niestety te sceny są na siłę i przez to nieśmieszne. Proporcje powinny być raczej odwrotne.
Zakończenie filmu jest bardzo otwarte, co mi się średnio podobało, bo z jakąś puentą pewnie dałbym większą ocenę. Otwarte zakończenie podkreśliło tylko nijakość filmu.
Na (prawie) koniec przydługiego posta -- trafiłem na ciekawy komentarz na trailerze tego filmu, że całe szczęście, że nie zdradza on całej fabuły filmu. Sam tak rzeczywiście myślałem, bo był dość krótki. Paradoksalnie to w trailerze umieścili 80% ciekawszych scen z tego filmu ;)
Osobiście polecam obejrzeć na streamingu jako ciekawostkę lub kiedy nie będzie nic lepszego do obejrzenia. Jestem z Lublina i byłem ciekawy jak zostanie przedstawiony, ale absolutnie nie jest to warte wydania pełnej ceny za bilet.