Film oceniłem jako niezły jednak zamiast oceniać aspekt techniczny tym razem bardziej chciałem opisać uczucia, które towarzyszyły mi na sali kinowej.
Otóż czułem złość i nienawiść w stosunku do Benjiego. Uważam się za osobę podobną charakterem do Davida - wychowany, ułożony, dość mocno introwertyczny, żyjący w swoim świecie i unikający konfliktów. Widziałem analogię w sposobie zachowania głównych bohaterów oraz mnie i moich kilku toksycznych znajomych.
Zaciskałem pięści, kiedy poczucie wartości Davida trzymało się na włosku w momencie gdy poraz kolejny Benji przynosił mu wstyd, sprawiał kłopoty, a po wszystkim zostawał gwiazdą i niezapomnianym kompanem wycieczki.
I choć tak naprawdę David miał znacznie lepszą sytuację życiową od swojego kuzyna to właśnie to, że skromnie zostawał sam ze swoimi uczuciami stanowiło dla mnie większy dramat.
Moim zdaniem David nie pozostawał sam ze swoimi uczuciami. Gdy czuł się przytłoczony, próbował dodzwonić się do swojej żony (to, że mu się nie udało, to inna kwestia, ale sam fakt, że miał do kogo się zwrócić, jest istotny).
Benij nie miał do kogo zadzwonić. Jedyna osoba, która byłaby skłonna go wysłuchać, czyli jego babcia, nie żyła. W teorii miał Davida, ale wiedział, że on ma swoje życie, a ich relacja jest obecnie znacznie bardziej zdystansowana w porównaniu do tego, co było kiedyś.
Dla mnie większym dramatem była samotność Benijego. Troszczył się o innych, bo sam dobrze wiedział, czym jest samotność. Jego irytujące zachowania wynikały z traum i niezagojonych ran oraz z trudności w radzeniu sobie z ładunkiem emocjonalnym.
Aczkolwiek, ile ludzi, tyle opinii — w końcu poniekąd oceniamy przez pryzmat własnych doświadczeń.