Śmiesznie tani i przegadany film o niczym. Większość czasu kadr wypełniają twarze dwóch aktorów, pozostałe to przebitki, zrobione z poziomu oczu, na kilka lokalizacji w Polsce. Można obejrzeć mając nastrój na 'spokojny film', ale nie pozostaje po nim w głowie nic. Oba wątki, żydowski i rodzinny, poprowadzone bez puenty, powierzchownie.
Jeśli chodzi o 'swojskość: sposób filmowania, kolory pokazuje Polskę głównie zapyziale i brzydko. Niby 'realistycznie' ale jakoś amerykanie tak 'realistycznie' swoich miast nie pokazują. Także meh, naprawdę niepotrzebny film na poziomie podróżniczego bloga filmowanego lustrzanką.
może dlatego że film nie jest blogiem turystycznym o Polsce tylko historią o trudnej rodzinnej relacji dwóch kuzynów zmagających się z żałobą i depresją. Naprawdę nie rozumiem dlaczego Polacy zawsze myślą że jak się film dzieje w Polsce to powinien Polskę pokazywać tylko pięknie i nowocześnie jakby to nie hollywood ten film robił tylko polskie ministerstwo turystyki.
Nie chodzi o to by wpadać w skrajności. Jednak obsadzanie historii z wątkiem żydowskim w zapyziałym grajdołku, gdzie jedyny kontakt z miejscowymi to krzyczący cham w żonobijce jest delikatnie mówiąc obraźliwe. Co do filmu i jego wymowy:
1) jeśli dotykamy wątków historycznych i budujemy sztukę na rozliczeniach, to trzeba być choć minimalnie konsekwentnym. W całej narracji o strasznym losie polskich Żydów i nienawiści z jaką się tu spotykali, eksploatowanej do znudzenia w amerykańskiej pop kulturze, zdumiewa bezrefleksja nad tym dlaczego Żydzi w ogóle akurat w Polsce się znaleźli, dlaczego i jak tu żyli właśnie tu przez setki lat. Anglosasi, którzy miejscową ludność po prostu wyrżnęli, a potem jechali na niewolnictwie są chamscy i zarozumiali na poziomie absurdu.
2) Stany znam, byłem tam nie raz i ich cenzura w pokazywaniu w pop kulturze prawdziwej twarzy ich kraju jest tak śmieszna, że nie powinni pouczać nikogo, jak się powinien prezentować. Dla nich Europa wschodnia to przedruski grajdołek i ich widz wręcz wymaga takiego obrazka.