Jestem ciekaw, który z iluzjonistów był Waszym "faworytem" w trakcie seansu?? Ja osobiście mam słabość do Bale'a i postacie grane przez niego zawsze zyskują moją sympatię, ale tutaj jednak strasznie było mi żal Aignera(w końcu stracił żonę z powodu Bordena i to na oczach ludzi zapełniających teatr), zagubionego, mozolnie poszukującego zemsty na Bordenie. I gdy przypominam sobie uczucia, jakie towarzyszyły mi w czasie oglądania Prestiżu, dochodzę do wniosku, że to jednak postaci granej przez Jackmana kibicowałem. Borden denerwował mnie swoim zachowaniem, które odbiło się na jego rodzinie... Poza tym był bardziej przebiegły, a jak wiadomo... słabszemu (niekoniecznie w tym wypadku głupszemu) się kibicuje. A numer, który Aigner wykręcił Alfredowi... uśmiechnąłem się sam do siebie :) zniszczył tym sposobem jego karierę... ale jednocześnie podpisał wyrok na siebie.
I na koniec taka dygresja - temat filmu to rywalizacja dwóch iluzjonistów... ale ja chcę dodać, że jest to także rywalizacja dwóch fenomenalnych aktorów... Hugh i Christian naprawdę świetnie wczuli się w swoje role... i w każdej scenie odnosiłem wrażenie, jakby jeden z nich chciał udowodnić widzowi, że jest lepszy od drugiego (nie zapomnijmy o najsłynniejszym aktorze w tej stawce - Michaelu Caine, jak zwykle świetnym :D) aktorstwo w tym filmie to istna perełka :)
Prestiż oceniam na 9/10... Przede wszystkim za oryginalność i aktorstwo!!!
Ja osobiscie bylam za Aignerem, Na poczatku dlatego ze to jednak on pierwszy ciepial, po smierci zony,(a zwykle sie po stronie tego 'biednego' sie staje), nastepnie zemsta aignera z kula wydawala mi sie w pewnym stopniu uzasadniona, natomiast kontynuowanie 'wojny' przez Bordena raczej nie. Na koniec zachowanie Aignera bylo coraz trudniej tlumaczyc, jednak tragizm tego bohatera powodowal ze chyba dalej bylam lekko po jego stronie...
ALe film byl po prostu swietny :)), ja bym mu nawet 10/10 dala, a za tydzien iluzjoniste ogladne i sobei porownam..a tam E. Norton :D:))
hmmm... uwielbiam Hugha Jackmana(niezle ciacho z niego) i na początku filmu trzymalam jego stronę. W trakcie zmienilam oboz - Borden wydal mi sie mniej winny. Fakt, że przez niego zginela zona Angiera, ale zemsta to zadne rozwiazanie...
POTEM... przeczytalam ksiazke. I spowrotem przerzucilam sie na strone Angiera. Zdecydowanie. Znacznie wieksza sympatia, no i jakie straszne konsekwencje musial poniesc przez Bordena :( (czuje sie jak w tym programie 'Decyzja należy do Ciebie' xP)
Fakt Angier był dużo bardziej sympatyczny ale zniechęciła mnie do niego jego obsesja, że musi być lepszy, musi to udowodnić i przestało mu na czym kolwiek zależeć (także na żone i zemście - samto powiedział) no i stał się mordercą :(
A Borden coż nieszczęśnik, w sumie nie wiem kto jest winny śmierci żony Angiera sam Borden czy jego "brat" bliźniak. Borden był załamany śmiercią do której doprowadził i sumie więcej stracił niż Angier żonę i brata. :(
Jestem za Christian Bale - Alfred Borden :)
Borden oczywiście... ni chciał wkońcu zabić żony Angiera, to był wypadek, a tamten zaczął sięchamsko mścic a w dodatku ukradł Bordenowi sztuczke
Borden
zdecydowanie
głownie ze wzgledu na 2 pkt:
1. śmierć żony Angiera, i cała kwestia z węzłami. Nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie ze żona daje przyzwolenie Bordenowi na to, by zawiązał tego podwójnego Langford'a. Ale ta, niestety przeliczyła sie.... i wg mnie, Borden jako tako nie odpowiada za to, co sie stalo.
2. Poświęcenie. Zdecydowanie tu szale w stronę Bordena. Poświecił dla triku wszytko co miał najwazniejsze. Angier - tylko pieniądze. To nie jest najwazniejsze. Obsesja tym bardziej....
Tu się nie zgodzę, ostatecznie to Angier zapłacił za swoją "największą sztuczkę" wyższą cenę, bo "nigdy nie wiadomo kto będzie w skrzyni"... Borden ostatecznie poświęcił "dla sztuczki" tylko dwa palce (ale może one były dla niego najważniejsze...)
Co do śmierci żony to faktycznie miał przyzwolenie, ale sam wiedział, że nie powinien był tego robić, więc jakby nie było jest współwinny...