Obraz bardzo estetyczny , naprawdę dobre zdjęcia i dobra muzyka , świetna rola Ray'a Winston'a ale pierwszy raz czepnę sie w ten sposob : zakończenie to jakieś nieporozumienie , lodówka dla cwaniaka , który merytorycznie wybroni finał tego filmu i złopatologizuje "co poeta miał na myśli" .
Do końca miałam nadzieję , że z tego filmu coś wyniknie , jakaś prawda , przesłanie , cokolwiek , a tu d... Nic . Winston , wie , czeka , a mimo to daje się zaskoczyć i dostaje łomot , że ho (o zonie nie wspomnę)! Wenham też wie , lubi "wymierzać karę" więc mógłby mieć jaja i pojechać do Winston'a i pomóc mu zakończyć sprawę . Ale nie Wenham widzi ,że gówniarza nie ma w więzieniu , że go odbili i na tym koniec , jego rola się kończy , więcej juz go nie pokazują, więc po cholerę w ogóle ta scena , skoro nic nie daje , niczego nie wnosi !? Po co scenarzysta naciskał ,żeby postać Wenhama była taka zatwardziała w tym wymierzaniu batów ? Co , że tchóz niby , tak ? Ok ale trzeba było to pokazać ,że facet cienki jest , pokazać małość jego charakteru , wtedy wszytko byłoby jasne. A tak ... Pierce ... co go kurcze naprostowało ?! Co sam się "nawrócił" ?! Bo co "w gruncie rzeczy dobry chłopak był i mało pił" , "był dobrym człowiekiem" ? Nie , sorry , dobrzy ludzie nie są zwyrodnialcami i nie popełniaja takich zbrodni jak ci goście . Żaden pierd...olec sam się nie "nawraca" , samoistnie nawet baloniki nie pękają , więc co to za pieprzenie ? generalnie film jest do d...
Absolutnie nic z niego nie wynika. Jeden wielki bezsens , któremu nie pomógł ani estetyczny sposób podania , ani Ray Winston (niezapomniany Henryk VIII z 2003), ani muza , ani nawet fenomenalnie uchwycony klimat suchej , goracej Australii , z jej wszędzie się wdzerającym pyłem , klejącym się do lepkiego i spoconego ciała.
Rozczarowanie
A, przepraszam, gdzie bylo zasugerowane choc raz, ze fletcher ma jaja? A takie gdybanie, kto kiedy sie "nawrocil"... mysle, ze tak naprawde ludzka psychika jest o wiele bardziej rozbudowana i czlowiek wcale nie musi reagowac tak, jak bysmy oczekiwali od niego, mimo, ze w tym przypadku, chodzi o postaci fikcyjne. Moze wlasnie tym bardziej mi sie tu podobaly reakcje, bo byly irytujace. Sam mam mase "ale". Swiadczy to jednak o tym, ze obraz wywoluje u odbiorcy prawdziwe EMOCJE. Az sie za glowe zlapalem, dlaczego niby bracia od razu nie wpadli na pomysl odbicia Mike'a. Przeciez i tak im sie udalo, z tym, ze za pozno. Za to niby nie wiedziec czemu, mamy Charliego jak sie wloczy, niby to bezsensu po "suchej, goracej Australi", zamiast wziac sie za siebie. A co do dywagacji o dobru i złu... komiks to to nie jest, przykro mi, gdzie sa białe i czarne wzorce. Jesli patrzec na to z tej strony, to zawsze bedzie rozczarowanie. Dlaczego? Poniewaz brakuje tu tej nieocenionej przeciez stalosci, przewidywalnosci, a juz napewno happy endu, nieprawdaz? Film jest do niczego, bo jest absolutnie niehollywoodzki. ;P
Wyjaśnię, skąd nawrócenie Charliego. Od początku akcji wskazany jest główny sprawca zła - to Arthur Burns, oczytany psychopata o silnej osobowości. Ktoś taki bez trudu narzuca swoją wolę innym, zwłaszcza, gdy są to młodsi bracia. Rozumie to kapitan, składając tytułową propozycję Charliemu i ryzykując nawet jego ucieczkę. Zresztą "nawrócenie" zaczyna się już wcześnie, bo kiedy zostaje pojmany Charlie? Po tym jak się odłączył z bratem od Arthura. Czemu się odłączył? Bo miał dość zabijania. A potem nie snuje się bez sensu na pustyni, tylko odwiedza zagrodę, którą napadli. Widzi świeże groby i puste łóżeczko czekające w pokoju. Myślę, że to niemało, by wstrząsnąć człowiekiem i skłonić go do przemyślenia życia. Śmierć najmłodszego brata (która jest przecież inastępstwem ich bandyckej działalności) jest kolejnym, bodaj czy nie najważniejszym bodźcem do "nawrócenia". Jak widać, nie ma tu żadnych "cudownych" przemian bohatera, lecz konsekwentne następstwo zdarzeń.