Ja bede w mniejszosci. Ledwo wytrzymalem do konca, chociaz mi to sie nie zdarza czekalem tylko na koniec.
Myślę, że tego typu historię można było opowiedzieć o wiele lepiej i nie rozwlekając tego tak na 2,5 h. Film był nużący i szczerze mówiąc nie rozumiem tych wzruszeń i zachwytów... Jest wiele lepszych filmów ukazujących tego typu miłość i poświęcenie.
Dokładnie tak. Choć mnie bardziej niż sama historia, drażnił sposób jej przedstawienia. Lubię ładne rzeczy. Uwielbiam piękną muzykę. Tymczasem obraz zdaje się być odrzucony w kąt, jakby się nie liczył, jakby sama opowieść była jedyną istotną rzeczą. Wolę piękne historie przedstawione w piękny sposób, taka moja wada.
Film kręcony był bez sztucznego oświetlenia (wymaga to bardzo czułej taśmy, stąd złudzenie "słabej jakości"), w surowym, nieco naturalistycznym klimacie. Zabieg ten ma oddać rzeczywistość taką jaka jest, bez zbędnych fajerwerków. Pamiętam, że z tym sposobem kręcenia zdjęć, po raz pierwszy spotkałem się w "Festen", na początku miałem negatywne odczucia, ale szybko one minęły. Wracając natomiast do "Przełamując Fale", zdecydowanie wole taki klimat, taki sposób realizacji niż wyświechtane komercyjne opowiastki o miłości, z mnóstwem fajerwerków, które więcej mają wspólnego z bajkami niż z rzeczywistością.
To co urzekło mnie w obrazie Triera, to kontrast, szczególnie widoczny pod koniec filmu; między fałszem, zakłamaniem tych, którzy obnoszą się z wartością miłości (zgromadzenie starszyzny parafii), a rzeczywistym dobrem, które dla ludzi zaślepionych jedynie słowem, pozostaje niezrozumiałe (stylizowana na Marię Magdalenę - Bess).
To czwarty film Triera, który widziałem i każdy mnie zaskoczył, każdy był inny, duże brawa dla niego!
Można w sumie powiedzieć tak o każdym twórcy, spod którego ręki wychodzą filmy oryginalne i trudne w odbiorze.
Są filmy, których nie obejrzałabym ponownie, nawet dyby mi zapłacono.
I to dziełko, które popełnił Lars się do nich zalicza - film dokonał na mnie emocjonalnego gwałtu i sponiewierał mną jak mało co. I owy „naturalizm” kamery, w tym wypadku niech będzie błogosławiony. Wielką fanatyczka Dogmy nie jestem, acz przy Falach te klimaty to był perfekcyjny wybór. Po seansie miałam wrażenie, że na klatce piersiowej siedzi mi strzyga, a ktoś zabawił się moją równowagą emocjonalną w bardzo podstępny, ale i mistrzowski sposób – żadne „Katynie” nie robią na mnie większego wrażenia, Lars dał radę poruszyć moje kamienne serce i sprawić, że, na Odyna i młot Thora, naprawdę się przejęłam.
Jeżeli kiedykolwiek zapragnę ponownie podręczyć się psychicznie i skazać na tortury emocjonalne, „Przełamując fale” będą moim pierwszym krokiem ku stręczeniu ducha.
Ps. Bess stylizowana na Marię Magdalenę? Ciekawe porównanie. Na moim opakowaniu dvd Lars Twierdzi, że zatrudnił Emily Watson, bo przypominała mu Jezusa.
[SPOILER] Czytam komentarze na temat tego filmu i z przerażeniem stwierdzam, że jestem chyba jedyną osobą,której ten film nie wstrząsnął. Nie wiem czemu, może dlatego, że po "Tańcząc w ciemnościach", które mnie ogromnie poruszyły, byłem przygotowany, jak mogą się potoczyć losy Bess? Trudno mi powiedzieć czemu. Kreacja Emily Watson była równie dobra i przejmująca, jak ta, którą stworzyła Bjork, jednak to "Tańcząc w ciemnościach" wciąż pozostaje moją ulubioną częścią trylogii. Ode mnie 8/10, uważam, że Lars przesadził trochę z końcową sceną z dzwonami i cudownym uzdrowieniem Jana.
Tu się zgodzę, dzwony zaleciały kiczem i lekka tandetą, ale to końcowe ujęcie i na te parę sekund mogę przymknąć oko.
Dziękuję za troskę, ale odpowiedz na pytanie.
Jest proste.
Czytaj ze zrozumieniem, czytam ze zrozumieniem. ;)
Przez tydzień nie potrafiłaś wymienić filmu, który "trafia do wszystkich".
Zapewne dlatego, iż takowy nie istnieje.
Czyli teza niezwykłości "Triera robiącego filmy, które nie mogą trafiać do wszystkich" nie ma racji bytu.
Dziękuję za uwagę. :)
Hm, była tu zawarta oczywistość (chociaż można ją potraktować jako skrót myślowy), jeśli kręcisz filmy autorskie, o określonym subiektywnym przesłaniu to nie trafisz nigdy w gusta wszystkich osób. Stąd "robienie [przez Triera] filmów które nie mogą trafić do wszystkich". Polemizowanie z oczywistościami jest dosyć ciężkim zajęciem, ale cóż jak już zacząłem pisać to kliknę "wyślij":)
"jeśli kręcisz filmy autorskie, o określonym subiektywnym przesłaniu to nie trafisz nigdy w gusta wszystkich osób."
Ale właśnie to z lykke_ pokazałyśmy, że ŻADEN film nie trafia nigdy w gusta wszystkich osób. :)
(nieważne czy to kino niezależne, uznany reżyser, czy filmy akcji na podstawie komiksu)
Mi osobiście w "Przełamując fale" przeszkadza łopatologia w finale, odejmująca widzowi prawo do własnych przemyśleń. Tak jakby twórca nie miał szacunku do inteligencji odbiorcy i z góry zakładał iż ów jej nie posiada. :)
Konkretnie? -------------------------- [SPOILER] --------------------------
Te idiotycznie kiczowate niebiańskie dzwony. Film byłby o wiele lepszy bez tej żałosnej łopatologii.
Ale w tych filmach zupełnie nieadekwatne poświęcenie nie jest przyczyna cudu, i świętej na końcu nie biją dzwony, wszyscy pieja no bo jak nie piac Mickiewicz wielkim poeta był a von Tier wielkim reżyserem jest.