Tak jak napisałem w tytule, uważam film za bardzo dobry, choć z niedociągnięciami. Uderzyła mnie przede wszystkim scena, gdy matka i narzeczona dowiadują się o śmierci Claya - ich reakcja na tą wieść. Przyjmują one tą wiadomość, jakby doktor Harper oświadczał im, że zjadł nieświeżą wątróbkę na obiad i boli go teraz żołądek :/. Czy tak się reaguje na śmierć najbliższej, ukochanej osoby? Jeszcze w przypadku żony Claya można to zrozumieć, choć i tak uważam że powinna grać wielki ból i żal, no ale w przypadku matki, która tak kochała swojego syna i która była gotowa oddać za niego życie...? Chyba małe nieporozumienie.
Ludzie bardzo różnie reagują na takie informacje. Do niektórych nie od razu dociera, co się stało, więc takie zachowanie jest całkiem prawdopodobne. Poza tym, matka była bardzo silną kobietą i raczej przeżywała wszystko dusząc to w sobie, a nie na zewnątrz.