Przebudzenie

Awake
2007
7,0 109 tys. ocen
7,0 10 1 109455
5,6 10 krytyków
Przebudzenie
powrót do forum filmu Przebudzenie

Pomysł wyjściowy jest mocno niepokojący i intrygujący. Już z napisów początkowych dowiadujemy się, że film podejmie próbę zmierzenia się z przedstawieniem przypadłości zwanej „anesthetic awareness”, która polega mniej więcej na tym, że mimo zabiegu anestezji niektórzy pacjenci cały czas mają świadomość. Pomysł trzeba od razu sobie powiedzieć ciekawy. Co z tego uczyniono? Efekt jest chyba podobny do odczuć pacjenta na stole operacyjnym dotkniętego podobnym schorzeniem...

Przyznam, że nie chce mi się grzebać w Internecie i czytać relacji pacjentów dotkniętych tą przypadłością, ale szczerze wątpię, że osobnicy z tą dziwną, niemalże katatoniczną dysfunkcją będą opisywać swój niematerialny byt biegający po korytarzu, mający flashbacki ze swej przeszłości, słyszący i widzący wszystko co dzieje się na terenie całego szpitala. Nie wiem kto wpadł na ten iście żenujący pomysł, który swym charakterem przypomina inny, nieudolny gniot pt. „Niewidzialny” (ten w reżyserii Goyer’a). Zamysł by byt ("świadomość"?, "psyche"?) głównego bohatera przemierzał korytarze, rozwiązując, o zgrozo, kryminalną intrygę (bo z czasem okazuje się, że całość to uknuty plan, który miał na celu, by pacjent nigdy się nie wybudził) wymyślał chyba delikwent po długiej narkozie (czego spodziewać się zresztą po debiutancie). Szkoda słów...

A przecież było takie pole do popisu. Można było stworzyć film o człowieku, który leżąc na stole pogrążą się w coraz większej bezsilności, a jego głos ginie gdzieś niesłyszany (coś na wzór obrazu „Motyl i skafander”).
Można było stworzyć opowieść o drodze w kierunku śmierci, o zawieszeniu gdzieś między życiem a śmiercią, gdzie człowiek balansuje na cienkiej linii oddzielającej te stany i resztkami sił walczy o życie (jak choćby w „Drabinie Jakubowej”).
A może po prostu trzeba było zrealizować niesamowitą wizjonerską groteskę o przemierzaniu korytarzy własnego umysłu, walcząc z ukrytymi tam demonami swej świadomości (a’la „Inland Empire").

Ale nie, zamiast tego mamy do czynienia z najgorszym z możliwych hollywoodzkich banałów, obdartego z zagadkowego charakteru, w którym postawiono na dosadność scen, kiepskie rozwiązania akcji i równie kiepskich aktorów (szkoda Leny Olin, bo marnuje tutaj swój talent).

Jeżeli ktoś już widział – bywa...
Jeżeli ktoś jeszcze nie obejrzał – polecam drzemkę. Przez całe 84 minuty…

Plusy – pomysł rzeczywiście niezły…
Minusy – reszta rzeczywiście katastrofalna…
Moja ocena – 1/10