Uwielbiam takie "gadane" filmy, a ten niezaprzeczalnie należy do moich ulubionych. Po prostu zakochałam się w nim i na pewno będę do niego wracać jeszcze nie raz. Jest lekki i uroczy a jednocześnie gorzko prawdziwy i życiowy. Jego fabuła, mimo że dotyczy uczucia rodzącego się między dwójką nieznajomych, nie ma w sobie nic ze schematu, banalności. Wypełnia ją poetycka atmosfera, wręcz magia. Rozmowy bohaterów to prawdziwa intelektualna rozkosz. Są naturalne, swobodne, niewymuszone. Młodzi ludzie mówią dosłownie o wszystkim: rzeczach prostych, przyziemnych, ale i skomplikowanych, metafizycznych. Słuchałam ich ze ściśniętym sercem, co chwilę wzdychając, a jednocześnie uśmiech nie schodził mi z twarzy. Zgadzam się praktycznie z każdy słowem wychodzącym z ust Jessiego. Po względem intelektu i zamiłowania do dyskusji jest on dla mnie ideałem mężczyzny. Gra aktorska zarówno Ethana Hawke jak i Julie Delpy jest wręcz genialna. Nie ma w niej co prawda nic niezwykłego, ale o to chyba właśnie chodzi - sprawia ona wrażenie improwizacji a nie odtwarzania wcześniej stworzonego tekstu. O czym jest ten film? Niekoniecznie o miłości. Dla mnie to opowieść ukazująca piękno dialogu miedzy ludźmi, porozumienia w sensie nie tylko werbalnym ale i duchowym. Szczególnie wartościowa historia w czasach upadku pierwotnej formy rozmowy coraz częściej zastępowanej szeregiem literek na żółtym tle...
Również jestem fanem tego typu filmów, bo w rzeczywistości wolę słuchać, niż oglądać. Oczywiście tło, na jakim rozgrywa się owo intelektualne i metafizyczne połączenie dwojga ludzi również jest ważne - zwłaszcza dla widza, który dzięki tak pieknym okolicznościom przyrody, łatwiej wsiąka w klimat opowieści. Natomiast bohaterowie filmu, obojętnie gdzie by się spotkali - czy byłaby to Moskwa z czasów Pierestrojki, albo Las Vegas odwiedzane właśnie przez odpicowanego Elvisa - przeżyli by dokładnie takie samo sobą zauroczenie, objawiające się nieskończoną, sprawiającą im niewątpliwą przyjemność, rozmową, oraz pełnym porządania i swoistej tęsknoty spojrzeniem. Hmm, nie jestem zwolennikiem teorii o pokrewieństwach duszy, o połówkach jabłka i takich tam. Ale gdybym przeżył coś takiego jak Jassie w Wiedniu, to chyba bym uwierzył - nie miał bym przecież innego wyjścia...