Dwoje ludzi w kadrze, rozmowa non-stop, emocje i nic poza nimi. Rewelacja !!
Końcowe wrażenie: to byłby dobry film... gdyby bohaterami nie byli żenujący, tchórzliwi idioci. Nie widzę sensu w oglądaniu takich ludzi.
Spotykają się po 9 latach, obojgu staje na swój widok... "Cześć, jak leci?". Potrzebują godziny, by zacząć gadać o tym, o czym oboje chcą. Do tego czasu pierdolą głupoty, m.in. o tym, że nie warto niczego chcieć, bo się wtedy żałuje, jeśli się nie spełnią oczekiwania. Ona kłamie, że nie pamięta tamtej nocy, on kłamie, że to też nic dla niego nie znaczyło...
Potem się żalą, że im w życiu nie wyszło. Że się ożenili i że widzą sens w okłamywaniu niekochanej żony, bo dzięki temu ona jest szczęśliwsza.
Do tego tchórzliwe zakończenie.
2/10.
A ja się nie zgadzam z Tobą kompletnie.
Pomyśl w ten sposób. To była tylko jedna jedyna noc, ona była pewna, że on nie pamięta, on podobnie. Trudno odrazu rzucić sobie w ramiona, wsiąść do pociągu byle jakiego i mieć wszystko w dupie. Jak zwykli znajomi zaczynają 'normalną' rozmową bo oboje nie wiedzą czego mają się spodziewać. Co do tych głupot pierdolonych przez głównych bohaterów też muszę się nie zgodzić. Dyskusje na temat życia i wspomnień, w których bohaterowie się odnajdują wyjątkowo dobrze są na poziomie średnio-zaawansowanym, co nadaje pewny urok temu filmowi. Świetny walczyk Celinki idealnie wpasował się w ten moment filmu i aktorzy pasują akuratnie.
A może to ja pierdole głupoty bo tęsknie za moją Celine, nie wiem ;p
Tia. Czyli ty po ponownym spotkaniu z kobietą (z którą dziesięć lat temu połączyła cię jedna, jakże krótka noc w Wiedniu) od razu wykrzyknąłbyś z emfazą: "Kocham cię, kocham! Tak za tobą tęskniłem przez te wszystkie lata!"? Cóż, jeżeli tak, to zazdroszczę... cóż, sama nie wiem, czego. Odwagi? Popadania w egzaltację? Może niemądrej pewności, że twoje uczucia się od tego czasu nie zmieniły?
Nie jestem pewna twojej płci. Jeśli jesteś kobietą, to wybacz. Chociaż to i tak bez znaczenia.
Przecież to właśnie chciał zrobić.
A proszę bardzo, zazdrość. Chociażby tego, że nie pozwoliłbym kobiecie mnie opuścić, skoro byłaby taka cudowna, zamiast mazać się kilkanaście lat.
wiesz wydaje mi się Garret, że patrzysz na to strasznie ogólnikowo i schematycznie. Tak jak ona powiedziała, byli tylko wspomnieniami jakiejś starej babki, nie mieli prawa więcej się spotkać, a nikt z nich nie zdawał sobie sprawy, że wszystko potoczy się tak drastycznie. On dzięki temu napisał świetną książkę, ona też się dużo rozwineła, wbrew pozorom te 9 lat było dla nich świetną lekcją od życia i z pewnością tym razem nie skończyło się na spotkaniu za pół roku. Film napraawde jest świetny i oddaje emocje wyjątkowo realistycznie i po części brutalnie, w przeciwieństwie do większości opowiastek tego typu. Wydaje mi się chyba, że trzeba przeżyć podobną historię, żeby w pełni zrozumieć ten film, ja się w nim odnajduje zupełnie.
Pierwsze wrażenie obiecujące:
Dwoje ludzi w kadrze, rozmowa non-stop, emocje i nic poza nimi. Rewelacja !!
Sama to napisałaś. Uważasz, że 9-letnia rozłąka była jedynym sposobem na naukę. Ergo, innego sposobu nie znasz/nie uznajesz. Ergo, im mocniej Cię biją, tym więcej się uczysz. Ergo film Ci się spodobał.:)
naprawde tak bardzo wydaje Ci się dziewczyną? nie jest to jedyny sposób napewno, ale jeśli już wyniknął to nauczył ich cholernie dużo, to miałEM na myśli ;)
E, to szkoda.
Przynajmniej nie zakładaj, że to, czego się nauczyli oddzielnie przez 9 lat, nie nauczyliby się razem przez tydzień.
Ależ oczywiście, że nie nauczyliby się. Nie chodzi tu o miiłość i raadość i umiejętność bycia ze sobą tylko o taką cholerną tęsknotę, z braku sensu wszystkiego człowiek robi wiele dziwnych rzeczy, których normalnie by nie zrobił, 200 lat temu to było główne motto romantyków i chyba nie minęło do końca, tak mi się wydaje. Zobacz ile np jest wierszy/piosenek o miłości szczęśliwej, a ile o utraconej.
Skąd możesz wiedzieć, co chciał zrobić? Po tylu latach naprawdę mógł już nie być pewien, czy coś do niej czuje. Owszem, tęsknił za nią, widział ją w każdej kobiecie spotkanej na ulicy... Ale przecież czasem emocje są takie zawodne. I nie miał już w sobie tej spontaniczności sprzed dziesięciu lat. Poza tym on przecież chciał się z nią spotkać. Przyjechał do tego Wiednia i czekał. To ona zrąbała sprawę. Ale z drugiej strony to cudowne, że ty masz do tego takie podejście. Nie wiem, co byś zrobił będąc na miejscu Jessiego, ale twój idealizm i odwaga są do pozazdroszczenia. Tym razem nie ironizuję.
Tak, nic nie jest pewne ani stałe. Jak napisałem: ludzie to idioci i boją się szczęścia. Nic w tym odkrywczego, a ja po prostu wybrałem opcję przeciwną do niej.
ale od kiedy to pojawianie się w czasie filmu osób słabszych od innych i nie radzących sobie ze słabościami to jakaś wada filmu?
Czy zawsze musimy się zgadzać z wyborami bohaterów, żeby uznać film dobrym?
Są idiotami i boją się szczęścia, tacy też istnieją. Ogólnie cała dyskusja, która się potem poprowadziła to też raczej zaleta filmu - kazała spojrzeć na człowieka i postać z różnych perspektyw, kazała się zastanowić.
No tak, bo po odpowiadając na czyjś post odnieść się do niego? Moje "Nie widzę sensu w oglądaniu takich ludzi" którym można podsumować całą wypowiedź nie zostało przez ciebie zauważone, więc... ja też odpowiem tobie czym kompletnie z czapy.
That's a lot of fish.