Nie ukrywam, że jestem na świeżo po projekcji tego filmu toteż łatwiej mi będzie o nim pisać. Trudno recenzować, komentować coś na temat czego powstały już tomy. Pewnie nie dodam niczego nowego, ale chiałbym wyrazić swój zachwyt.
Nie jestem tkliwy i sentymentalny, ale Vivien Leigh w swej naiwności, dążeniu do celu, w pięknych kreacjach wprost mnie oczarowała...Clark, to Clark, osobna rozprawka...
Co przykuwa uwagę? Wyrazisctośc nakreślonych postaci, malownicze pejzaże, doskonała gra. Podnosiła mnie na duchu ( dosłownie) muzyka. Film trwa, bez mała, dwie i pół godziny, a głóny wątek muzyczny ( piekny!!!) pojawia, przewija się raptem kilkakrotnie. Nie nuży, nie mierzi, człowiek czeka na nie go, a linia melodyczna, konsekwentnie umiejscawiana jest we właściwym momencie filmu ( niezapomniana scena jak Scarlett stoi na wzgórzu, na tle zachodzącego słońca) bez nachalności ( vide motyw przewodni Titanica), subtelnie, z boskimi skrzypacami....Polecam!