zestarzał się ten film niestety, przez co jest głównie zabawny a nie thrillowy i fabuła się trochę nie trzyma kupy, ale ma też parę dobrych momentów. plus za dobrą obsadę - mitchum, peck, de niro...
Mnie nie bawi nawet po którymś razie z kolei, ale rzeczywiście momentami fabuła się sypie. Też nie wiem co sądzić, ale ten film nawet wciąga, skoro go nie przełączyłam, kiedy ostatnio szedł w telewizorze.
A co do DeNiro... znienawidziłam go przez tę rolę. Wydaje mi teraz, że to jest jego prawdziwe, mroczne oblicze :D
Ta nowsza wersja była w ogólnym zarysie kalką pierwszej. Dodano kilka motywów i postarano się uczynić go bardziej drastycznym, DeNiro był tutaj wyrazistszym psycholem, niż Mitchum w wersji z 1962 r. Ale już Juliette Lewis nie podobała mi się w roli córki (być może dlatego, że cały czas kojarzę ją z "Urodzonymi mordercami"). Jedynie sceną w szkole obok sceny trochę bardziej nadrabiała moją niechęć do siebie :-)
Zabieg z Mitchumem i Peckiem, którzy ponownie się spotkali na planie tego samego filmu był fajnisty;-) Napollo powyżej napisał: "plus za dobrą obsadę" wskazując właśnie na obecność tych dwóch aktorów, ale chyba troszkę przesadził, bo przecież ich pobyt na ekranie to w sumie raptem ze 2 minuty...
DeNiro nie jest dla mnie jakimś pogańskim bogiem, bym, jak niektórzy, dawali filmowi nie wiadomo ile punktów tylko dlatego, że on się tam pojawia. Nie ocenia się aktora po nazwisku. Bardzo lubię tego faceta jako aktora, tu też zagrał fenomenalnie, ale już owa kaznodziejska końcówka to było przegięcie i nudna porażka. Za całość dałbym 5/10 wskazując, że muzyka w tamtej wersji - nomen omen - grała.większą rolę:-)