jak przed jego premierą przeczytałam, że Ferland zagra w nowym filmie i jest to film z fabułą, które najbardziej przypadaja [a raczej przypadały] mi do gusty, typu: dziewczynka jako przejaw niewinności a zarazem zło wcielone które chodzi i zabija, to się mega ucieszyłam.
Ale, jak go dzisiaj obejrzałam do końca, chyba po raz drugi, zmieniłam zdanie. Mimo, że mam sentyment do szatanówpodpostaciąniewinnejdziewczynki i ogólnie takich fabuł, ten film był nudny. Nie wiem, być może od tych dwóch lat zmieniły się moje wymogi co do filmów, ale... ten film był zbyt schematyczny. :
kobieta adoptuje dziecko które okazuje się być złe i chce ją zabić. AMEN. Jakby to dziś była premiera tego filmu, to liczyłabym na jakąś odskocznię od tego wzoru 'takich filmów', no ale premiera była 2 lata temu.
Poza tym, bardzo lubię Jodelle Ferland, ale tutaj była dziwna. Żeby nie powiedzieć, denerwująca. Chociaż nie, była denerwująca. Zbyt denerwująca. Niby bohaterka sama miała grać tą 'grzeczną' dziewczynkę, ale była - do cholery jasnej - sztuczna! Czego bym się po Joddie nie spodziewała, bo oglądałam dość dużo filmów z nią gdzie dawała radę. Jej ton głosu był denerwujący, zbyt wymuszony by być 10 letnią, przestraszoną dziewczynkę. Chyba, że tak miało być w filmie, to rozumiem.