Film fajny, dobrze się patrzy, ale... Motyw działania głównego bohatera nielogiczny. Zorientował się, że to on potrącił i zabił tą kobietę. I robi wszystko żeby uniewinnić oskarżonego. Jednak sam to za bardzo nie chce się przyznać i nie chce iść do więzienia. Ale robi wszytko żeby rozgrzebać sprawę, żeby wszyscy zaczęli głębiej analizować temat i chcąc niechcąc doprowadzi śledczych do siebie. Każdy normalny człowiek dążyłby do szybkiego skazania oskarżonego, który według wszystkich jest na 100% winny. Zrobił wszystko żeby przyciągnąć uwagę do siebie.
Tylko on uważa siebie za "dobrego" człowieka, o to chodzi w tym filmie. Wierzył w ideały i sprawiedliwość, dopóki nie okazało się, że ta sprawiedliwość dosięgnie i jego. Może, gdyby to było kilka lat w zawiasach to by się przyznał. Kiedy, okazało się, że albo skarze niewinnego człowieka, albo sam pójdzie siedzieć. Przekonał samego siebie, że więzienie to miejsce dla "złego człowieka".