Z zera do... prezydentury USA. Do tego sprowadza się ten film. Rock bawi się z polityki i polityków nie oszczędzając nikogo. Jest w tym filmie sporo zabawnych scen, a niektóre pomysł (jak super-prostytutki lub panika białasów, kiedy słyszą w telewizji, że czarnoskóry facet z nikąd może zostać prezydentem) są niemalże genialne.
Jednak ten film zbudowany jest na koncepcji faceta nie mającego wizję, lecz populisty gadającego bzdury. To przerażające i dlatego nie bardzo mi się jako całość uśmiecha - mimo że to komedia.
W sumie nie jest to nic nadzwyczajnego.