Najgłupsza scena w filmie to ta końcowa, gdy okazuje się, że pani prezydent nie wiedziała, że jej syn oszukiwał ludzi. Tak tak, nie wiedziała, skąd jej synalek, który nie ma pracy i całe dnie spędza pijąc drinki, bierze miliony na sfinansowanie jej kampanii wyborczej.
To najbardziej idiotyczny feministyczny zabieg w filmach z ostatnich lat. Gdyby to była męska postać, z pewnością zrobiono by to tak, że to on za tym stał. Ale kobietę trzeba koniecznie pokazać w dobrym świetle.
Świat rządzony przez feministki byłby właśnie takim światem - pełnym zakłamania opartego na feministycznm kłamstwie, że kobiety są zawsze dobre a mężczyźni źli.