Cóż... Muszę wyznać że dawno juz nie widziałam bardziej prostackiego, nadętego i irytującego filmu. Reżyser wprost wychodził ze skóry, żeby połączyć coś, czego połączyć się nie da: kameralną, psychologiczną opowieść rozpisaną na dwie PRAWDZIWE osoby, i ambicję, by uczynić bohaterów swoimi własnymi metaforami, postaciami archetypicznymi. Pedofil ma tu uosabiać KAŻDEGO pedofila (utożsamionego dodatkowo i nie wiadomo czemu z mordercą), dziewczynka - KAŻDĄ ofiarę ("jestem każdą dziewczynką, którą kiedykolwiek podglądałeś, dotykałeś, zgwałciłeś, zabiłeś" - mówi). W efekcie tych karkołomnych i nawzajem znoszących się dążeń, powstało to, co powstało - nadęty, irytujący i całkowicie niewiarygodny potworek. Działania i monologi papierowych bohaterów miałyby jeszcze rację bytu w świecie baśni czy komiksu - tu nie mają żadnej.
Rzeczona zamiana ról jest zaś tak błyskotliwa, jak niemiecki humor. Przeprowadzona po najmniejszej linii oporu i całkowicie pozbawiona finezji, przewrotności i niedomówień (co pieczętuje kretyńskie zakończenie, jednoznacznie określając bohatera jako pedofila i mordercę). Analogia kastracji do gwałtu też do oryginalnych i wyszukanych nie należy, a sama scena zostaje daleko z tyłu za takimi "klasykami gatunku" jak np. ta z "Pluję na twój grób" - filmu o niebo lepszego, bo przynajmniej szczerego i nie pretendującego do miana Przewrotnego Moralitetu Zabierającego Głos W Ważnej Kontrowersyjnej Kwestii Społecznej. Gdyby chociaż prześladowcą biednego pedofila okazał się chłopiec - może wyszłoby ciut ciekawiej i bez taniego feminizmu rodem z przedszkola.
I na koniec jeszcze jedno - jestem (z cała pewnością!) kobietą, a mnie również wyprowadzał z równowagi ów przemądrzały, rozwydrzony bachor. Też przez cały film miałam nadzieję, "że on się wrescie zemści na tej gówniarze". Niestety, twórcy filmu nie zafundowali widzom nawet tej mizernej przyjemności.