Zacznę jak na spotkaniu AA: mam 24 lata, od niedawna stwarzam w swojej głowie własny gust filmowy. Tarantino zawsze odsuwałam na bok, bo charakterystyczny dla niego rozlew krwi nigdy mnie nie bawił. A poza tym boję się zwykłego gwizdka na czajniku, więc co dopiero scen, których napięcie jest budowane przez 15minut i kończy się urżnięciem czyjejś ręki.
Jednak właśnie to uznałam za urok "Pulp Fiction". Świetne zdjęcia. Połowę filmu spędziłam zatykając uszy i przymykając oczy. Ale warto było te uszy odtykać, a oczy otwierać.
Aktorstwo wyśmienite. Bardzo swobodne rozmowy, ich tematy naprawdę "życiowe". Bo przecież nie tylko o babach i piłce można rozmawiać.
Świetny pomysł na zagmatwanie akcji, przeskoki w czasie.
A poza tym uznając "Kevin sam w domu" za filmwebowe "Arcydzieło!" byłabym hipokrytką nie oceniając "Pulp Fiction" na 10.
ujęłaś to tak dobrze, że nikt nie dyskutuje, bo nie ma o czym:) Jak dla mnie top5 ever; film niezwykły i inny niż wszystkie. Każdy kinoman musi go obejrzeć
Ale z jakim trudem przyszło mi się przyznać, że całe życie spędziłam w takiej niewiedzy... Dobrze, że mam to za sobą, będę wracać, no i polecać- poszerzając kręgi wtajemniczonych.
no i super, bo masz bardzo fajne gadane, jak to laska z zacięciem pisarskim, jakie tu zaprezentowałaś. Rzadko spotykam na filmwebie takie dobre opisy, częściej za zwracanie uwagi trollom zostaje obrzucony wyzwiskami typu matkoyjebca, ale dzięki takim jak ty filmweb nie zginie :D powodzenia w misji oświecania umysłowego ciemnogrodu jaki niewątpliwie tu panuje;/