Kino Tarantino choć już kultowe i posiadające rzesze fanów, nigdy nie potrafiło mnie pochłonąć, a jak się okazuje film ten nie należy do wyjątków. Obejrzałem cały i powiem szczerze, że według mnie prezentuje średni poziom. Akcja jest strasznie nie równa, momentami jest arcyciekawie, a za chwile kosmicznie nudno. Najchętniej wyciąłbym z tego filmu koleje losu Butcha, którego historia w ogóle mnie nie obchodziła i niezwykle nużyła. W ogóle czy ten film ma jakiś głębszy sens? Jest to zlepka kilku luźno powiązanych ze sobą historyjek w pomieszanej kolejności chronologicznej. Wielu się to podoba, ale mnie niestety nie zadowala brak jakiegoś mocnego wątku głównego. Film o niczym tak naprawdę, na szczęście ze świetnymi dialogami i rolami Travolty i L. Jacksona.
Moja ocena to mocne 6/10
no trochę racji w tym poście mi też złoty zegarek najnudniejszy sie wydawał ale za sam scenariusz należałaby się 7 a dodając jeszcze dobrą grę aktorską to 8 . Przemyśl to ...
Naprawdę myślałem nad tym długo i ja po prostu nie przepadam za kinem Tarantino. Może to dlatego, wiem że wiele osób mnie tu z pewnością zje, a jeszcze więcej stroluje, ale naprawdę napaliłem się na ten film tym bardziej że duet Travolty i Jacksona był genialny, fenomenalny, mógłbym oglądać film tylko o nich i słuchać ich rozmów oraz kłótni. Ale nie ich wątek został rozczłonkowany według mnie trochę bez sensu, do tego jeszcze było ich za mało. Jednak wystrzałowy początek wzbudził we mnie większe oczekiwania i nadzieje.
SPOILER
Np scena gdzie Butch i ten szefcio wpadają do tego sklepu z amunicją, wszystko to oraz to co dzieje się dalej jest dla mnie urojone i ledwo przez to się przegryzłem.
Może wiec rozbiję moją ocenę na kawałki pierwsze :
Scenariusz : 5
Gra aktorska : 10
Bohaterowie: 7 (nudny Butch, nijaka postać która grała Uma, za to wyżej wspomniany duet ratuje cały film )
Soundtrack: 5
Czyli średnia jakieś 6, 75
Nie wiem czy rozumiesz ideę filmu. Pulp Fiction to hołd Tarantino dla nihilizmu.
SPOILERY:
Czyli tego, że nic nie ma znaczenia - lojalność (Vincent ginie z ręki Butcha bo chce być lojalny wobec Marcellusa)
Zemsta (Butch i Marcellus godzą się koniec końców, mimo że tak zażarcie się ścigali)
Nawet ten tekst o masażu stóp na początku - dla jednego jest wiele warty, dla drugiego nic.
Itd.
Bardzo możliwe, po prostu sądzę że nie wstrzeliłem się w gatunek, to nie film dla mnie, obejrzałem go tylko dlatego że jechałem wszystkie nie znane mi filmy z pierwszej 20 na filmwebie.
Nie powiem że seans był kompletnie nie udany bo jak już mówiłem dużo scen zwłaszcza tych a Vincentem było świetnych, tym bardziej było mi szkoda gdy zginął. Po prostu czarę goryczy przelała u mnie chyba ta dziwaczna scena w sklepie, gdzie podchodzi sobie koleś i wyciąga z piwnicy innego typa na łańcuchu w czarnym lateksie. Myślę że wiesz o co mi chodzi.
To jest duża doza groteski, i Tarantino lubi się tak bawić.
!!Spoiler again!!
Generalnie to cała postać Vinca, tak mi się wydaje oddaje ideę nihilizmu - nie tknął żony Marcellusa, i tak to nic nie dało, bo przyćpała jego narkotyk. Tak samo ta lojalność była nic nie warta, Jules przeżył bo rzucił robotę.
I muszę przyznać że mi też było szkoda Vincenta jak zginął, bo jest postacią ciekawą. Nie jest czarny czy biały, a szary, interesujący. I ta śmierć była taka trochę bez sensu, nie? I tu właśnie czuję ten nihilizm - bo ta śmierć nie miała sensu tak jak to że mieli Gimpa w klatce.
Czyli w sumie miałem rację, bez sensu. W sumie teraz kiedy to tak ładnie wyjaśniłeś sądzę że dam filmowi drugą szansę, oczywiście pomijając z grubsza wątek butcha bo go nie lubię...
Ale rację mi przyznasz że Tarantino jest bardzo specyficzny i albo się go kocha albo nienawidzi. W każdym z jego filmów dostrzegam przebłyski geniuszu niestety często te genialne pomysły są niszczone o te trochę gorsze. Dla mnie tym genialnym pomysłem jest właśnie ta historia Vincenta i Julesa, a tym nie potrzebnym długi występ Butcha.
No tak, tak bywa z Tarantino, ale tak było z wieloma geniuszami, albo ich wyśmiewano i nienawidzono, albo doceniano.
Co do Pulp Fiction - generalnie tak jak jest na początku, bezkształtna masa, tak ten film się przedstawia - na pozór jest głupi, bez sensu, ale o to właśnie tu chodzi, dlatego wyraża ten nihilizm.
Kiedy go pierwszy raz zobaczyłem to mało zrozumiałem, ale z czasem jak trochę poczytałem i zrozumiałem te wątki, wszystko się poukładało.