Teraz być może naraże się większości fanów na zlinczowanie, albo nawet na jeszcze większe okazanie sympatii, ale nie potrafię siebie przekonać o kultowości "Pulp Fiction". Poprostu nie rozumiem tych wszystkich zachwytów nad filmem. Niedawno obejrzalem go pierwszy raz w TV i wlasciwie bylem pozytywnie nastawiony, mimo, że o samym filmie mało wiedziałem poza tym, że przez wielu fanów jest uważany za kultowe osiągnięcie kinematografi.
Po pierwsze: trudno określić gatunek filmu - gangsterski, dramat czy komedia. Po drugie: w filmie panuje jakiś taki absurdalny, ironiczny klimat z dużą dozą czarnego humoru współgrający z brutalnością. Nastepnie totalne zamieszanie jeśli chodzi o wątki: film o miłości, narkotykach, powiązaniach rodzinnych i ich obowiązkach w stosunku do rodu, o nawróceniu, sensie życia, wspólnocie przestępczej, honorze, zboczeniach.... o czym jeszcze? Czy o to chodziło? czy chciano pokazać jak najwięcej absurdu społecznego czy poprostu chciano zaszokować odbiorców? Ja, przyznam się, szoku nie doznałem, w niektorych scenach sie roześmialem, posłuchałem ciekawej muzy (chyba najmocniejszy element filmu, z ktorym będzie się on mi kojarzył), ale ogólnie film nie trafia do mnie tak jak do większości fanów na tym forum, którzy podsumowują ten film hasłami typu: zajebisty, wypasiony, wspaniały, mocarstwo, dzieło, rewelacja...czy w końcu kultowy. Czy mógłby mi ktoś napisać na czym polega fenomen tego przereklamowanego filmu, a może powinienem film zobaczyć jeszcze raz, po paru głębszych czy wypaleniu czegoś rozluźniającego, aby do mnie dotarł (czyt. przekonał o swojej kultowości).
P.S. Odnośnie cytatów to dwa pozostały mi w głowie (nie będe ich cytował bo nie chce popełnić błędów w ich znaczeniu wynikających z mojego braku maniakalstwa na punkcie tego filmu): gdy Zed zszedł i coś o jesieni średniowiecza.
hmmm
Calkowicie rozumiem Twoje podejscie do tego filmu. Ja (chodz za glupiego sie nie uwazam) ogladalem ten film 3 czy 4 razy bo poprostu nie mialem co robic (ot tak przed zasnieciem). pierwszy raz (bez podtextow) przed ekranem byl dla mnie tak nudny wrecz strata czasu ale nie pamietam juz jak sie stalo ze 2 raz wlaczylem go i cos mnie trafilo. sluchalem textow i przewijalem wstecz kasete i dopiero zaczelem qmac o co wlasciwie biega z tym calym halasem na okolo tego filmu.Jest to jeden z nielicznych filmikow ktore moge wlaczyc sobie od tak by zabic nude i juz teraz widzialem go ponad 10 razy a wciaz mnie zaskakuje jak na poczatku - moze dlatego ze watki sa poprzeplatane i nie ma jednego ciagu akcji. jezeli widziales film raz pozycz go najlepiej na kasecie (bo bedzie po polsku) i obejrzyj nie nastawiajac sie na nic. Nie mysl o tym jakie opinie o nim kraza, o tym ktore miejsca w rankingu zajmuje ani o tym ze jest "KULTOWY" czy jak tam inni pisza. poprostu ogladaj i zobaczysz ze po tych 160 minutach filmu sam stwierdzisz, ze mozesz go jeszcze raz obejrzec.
Właściwie to czemu nie!
Od wpisania mojego komentarza minelo troche czasu, a musze przyznac ze nadal mysle o tym filmie. Film jest na tyle oryginalny, ze moze nie mysle o nim podczas codziennych czynnosci, ale jak przyjdzie co do czego to od razu kojarze dana scenke. Oczywiscie po pierwszym razie tych scenek i haselek nie jest wcale duzo, wiec nie moge powiedziec o sobie, że swobodnie nimi strzelam. Narazie chyba jestem sprawny i zreczny jak mlody koleś, ktory strzelał do Julesa ;))) Podobalo mi sie to, ze brakowalo w nim jednolitej fabuly - ta cala przeplatanka jest bardzo oryginalna i wciagajaca. Do Pulp Fiction podszedlem dokladnie jak opisujesz, czyli bez zadnych uprzedzen i recenzji przed seansem (chociaz pojecie kultowosci wiercilo mi glowe - i moze w tym byl problem?). Jestem przekonany, ze tamta pierwsza przygoda z tym filmem nie byla wcale ostatnią. Z chęcią zobacze go jeszcze raz i moze jeszcze raz, jeszcze raz...itp.
Pozdrawiam....chcialem rzucic jakies haslo z filmu, ale do glowy przychodzi mi tylko...kwadrat :))