Witam, temat nieśmiertelny - walizka. Przedstawię swoją interpretację co może być w środku. Przede wszystkim zauważmy, że film składa się z dwóch warstw:
1. czysto fabularnej, "papkowej fikcji" oraz
2. symbolicznej, okraszonej znaczeniami biblijnymi
Z pierwszego punktu widzenia mamy pewną fabułę składającą się z różnych wątków, które ogólnie rzecz biorąc są mało istotne, to tylko papka, pod którą ukrywają się głębsze znaczenia i warstwy. W walizce znajdują się jakieś wyjątkowo lśniące drogocenne klejnoty, brylanty, kryształy itp. Powiecie, że żaden kryształ tak nie lśni. Może i tak. Ale tu chodzi o zabieg artystyczny, może nieco surrealistyczny. Teraz właśnie wchodzimy w drugą warstwę filmu. Marcellus to bogaty gangster, więc te klejnoty zapewne komuś ukradł. Całe jego bogactwa biorą się z przestępczych procederów. Często zabija w tym celu ludzi. Bogactwo Marcellusa właśnie symbolizują owe kryształy. Symbolicznie rzecz biorąc w walizce znajdują się dusze ludzi, których okradł lub zabił dla swoich "kryształów".
Jakie są przesłanki, by twierdzić, że kryształy symbolizują dusze ludzi? Jest ich kilka.
1. ciągłe odniesienia Julesa do Biblii. Najpierw uważa się on za tego dobrego, który wymierza sprawiedliwość nikczemnikom okradających innych dobrych ludzi (Marcellusa). Jednakże po "cudownym" ocaleniu zmienia się. Zaczyna rozumieć, że to on jest "tyranią złych ludzi", którzy odbierają życie (dusze) innym ludziom. Dostał sygnał od Boga, by odejść z tej drogi i stać się "dobrym pasterzem". Walizka stanowi własność Marcellusa, którą jednak uzyskał przemocą. Walizka staje się dla Julesa symbolem zła, które musi opuścić. Dodatkowo szyfrem walizki jest liczba 666, która wskazuje do kogo należy.
2. W scenie zabójstwa przestraszonego chłopaka pojawia się złota poświata podobna do tej z walizki. Wygląda na to, że kolejna dusza zostaje odebrana.
3. Mamy scenę, w której sygnalizuje się metody stosowane przez Marcellusa, gdy przekonuje on Butcha, by porzucił ambicję i dumę, tzn. dla pieniędzy przegrał walkę. W pewnym sensie w tej scenie odbiera Butchowi duszę wojownika. Powiecie, że nic mu nie odbiera, bo Butch dostaje za to pieniądze. Ale można powiedzieć, że odkupuje jego duszę, czyli pozbawia pewnych wartości. Marcellus jednak popełnia błąd. Butch pozbawiony duszy staje się diabłem, oszukuje Marcellusa i zaczyna zabijać. Na koniec odkupuje swoje winy.
4. Plaster na karku Marcellusa oznacza, że ktoś mu wyrwał duszę. Podobno diabeł wyrywa duszę przez kark. Prawdopodobnie Marcellus sam sobie wyrwał duszę i stał się diabłem.
Tematem Pulp Fiction, jak już wcześniej pisałem w wątku
http://www.filmweb.pl/film/Pulp+Fiction-1994-1039/discussion/Nie+rozumiem+pewnyc h+rzeczy,1840749
jest odkupienie. Bohaterowie muszą ponieść pokutę, muszą się oczyścić ze sporządzonego zła. Są to przede wszystkim: Jules, Butch i Mia. Niemniej Marcellus również zostaje pokarany za odebranie duszy Butchowi i można powiedzieć, że pokutuje za to ;) aby na końcu pogodzić się z wrogiem. W walizce raczej nie ma duszy Marcellusa, jak to się wszędzie sugeruje, bo tak jak napisałem znajdują się tam skradzione bogactwa, a sam siebie nie mógłby okraść. On już duszę stracił, diabłem pozostanie. "Odprawiona" przez niego pokuta to tylko znak, że jego królestwo oparte na przemocy i odbieraniu dusz może się szybko rozsypać. Odejście Julesa to na razie mały kamyczek odłupany z piramidy, który kiedyś może wywołać lawinę.
Jest pewien problem, bo ten motyw z walizką wymyślono na poczekaniu i nie myślano nad głębszym przesłaniem...
A co do odpowiedzi na pytanie, co było w walizce, najlepszą odpowiedź dał Samuel L. Jackson.
Tak, a może cały scenariusz został wymyślony na poczekaniu? Nie dajmy się oszukać, bo reżyser może celowo tworzyć takie legendy, aby umniejszać wartość filmu. Stąd mamy np. tytuł związany z fikcyjną papką. Dzieciaki podniecają się tekstami i scenami przemocy, a reżyser paradoksalnie robi im wodę z mózgu. Bo i tak nie skumają o co tu biega. Potem dodaje dla hecy, że to sceny sobie wymyślił na poczekaniu, że nie wiedział co umieścić w walizce itd itp. Wielkość tego filmu na tym polega, że każdy będzie kochał ten film. Dzieciaki i mniej bystrzy za dialogi i przemoc, mądrzejsi za ukryte za fasadą komercji i kiczu głębokie przesłanie. Tych ostatnich jest dużo mniej. Co więcej, mam wrażenie, że Tarantino umniejszając wartość swojego dzieła, sam odprawia pokutę.
Nie szukajcie jakiś głębszych przesłań w filamch Tarantino. To jest kapitalna rozrywka, gość bawi się kinem a wy szukacie tu jakiś poplatanych rzeczy i krętości w scenariuszu.
Żeby Cię jeszcze bardziej zdenerwować powiem Ci, że również doszukałem się wytłumaczenia dlaczego Tarantino zagrał w swoim filmie. Otóż obsadzenie siebie w tej roli było przemyślane. Tak jak napisałem powyżej Tarantino dokonuje pokuty. Za co? Za kręcenie filmów szerzących przemoc, wulgarność, nihilizm (oczywiście na powierzchownym poziomie). Za karę musi w swoim domu trzymać zakrwawione zwłoki. Myślę ponadto, że w rzeczywistości chciałby tego rozwodu z żoną, którego tak się niby boi, bo byłaby to wtedy kara absolutna. Skąd to wiem? Po pierwsze z marszu ocenia, że żona się z nim rozwiedzie, jeśli tylko zobaczy pełno krwi i trupa. Przecież on nie ma związku z tą sprawą więc dlaczego miałaby się od razu z nim rozwodzić? To bez sensu. Wiadomo że byłby to szok i należało tego uniknąć, ale co z tego? Tak, wątek z rozwodem był w Pulp Fiction sztuczny i z tego powodu nie można byłoby dawać mu 10. Jeszcze bardziej bez sensu był tekst "Choćbyś nie wiem co mówił i tak nie zapomnę, że kocham żonę". Po drugie prawdziwy Tarantino nie miał żony i nie chciał mieć (w czasie kręcenia filmu). Miał wtedy 31 lat. Chyba nadal nie chce. Zatem tworząc postać żonatego mężczyzny okłamuje sam siebie.
Jeśli potraktujemy to wszystko jak podświadome pragnienie ukarania siebie, to nabiera to sensu.
Racja, nie powiem - jakieś przesłanie i smaczki są ale jakieś wielkie i głębokie przesłania/ drugie dno? Raczej wątpię.
To co koledzy robią, to już jest chyba nadinterpretacja (choć w niektórych kwestiach...)
Popieram, nic dodać nić ująć. Błądzenie w interpretacyjnym labiryncie jest dla mnie dla mnie jest coś na kształt tworzenia nowych teorii spiskowych.
Dodałbym do tego coś jeszcze: uratowanie Marcelusa przez Butcha. Jak sam zauważyłeś, Butch pozbawiony duszy stał się diabłem. Gdy ratuje on Marcelusa, mamy do czynienia z symbolem: diabeł ratuje diabła, zło ratuje zło, czyniąc dobro. Butch naraził się na spotkanie Marcellusa, wracając po pamiątkowy zegarek, który symbolizować może motyw "memento mori".
Idźmy dalej: Vince, od momentu morderstwa, wspólnie przeprowadzonego z Julesem, zostaje naznaczony śmiercią. Ponieważ kolejnośc chronologiczna wydarzeń wygląda następująco: przypadkowe zabicie murzyna w aucie, następnie wieczór z Mią (która też ociera sie o śmierć), a następnie zabicie głównego bohatera przez Butcha, to scena tańca z Mią, mająca miejsce w tym czasie, jest odniesieniem do średniowiecznego motywu "danse macabre". Zdjęcie butów przed wykonaniem tego tańca jest więc symbolem szacunku, jaki dusza ludzka okazuje przed przestąpieniem progu Niebios.
Idźmy dalej: twarz Jody, pokryta kolczykami, jest aluzją do wyglądu diabła - ponoć jego twarz też jest pełna rogów i kostnych wypustów. Oznaczałoby to, że w owym dilerskim małżeństwie, to nie Lance jest siedliskiem zła, a właśnie Jody. Widać to wyraźnie, gdy Jody ma opory przed udzieleniem pomocy Mii, zaś tuż przed zaaplikowaniem, jej zastrzyku z adrenaliną, jako jedyna ma na twarzy szelmowski uśmiech.
To nie wszystko - jedną z ulubionych postaci w filmie jest Winston Wolf. Wolf, czyli "wilk", a że bohater prezentuje się sympatycznie, określić go można "wilkiem w owczej skórze". W Biblii wilki są przedstawione jako zwierzęta negatywne, a biorąc pod uwagę ten biblijny cytat: ""Beniamin – wilk drapieżny, co rano rozrywa zdobycz, a wieczorem rozdziela łupy", nie można przejśc obojętnie wobec postaci granej przez Keitela. Pamiętajmy, że cała akcja z Wolfem miała miejsce rano! Natomiast wieczorem, tego samego dnia, odbyć się miała walka bokserska Butcha, czyli można wysnuć wniosek, że Wolf, jako prawa ręka Marcellusa, mógł czuwać nad podziałem zysku, jaki miała ona przynieść.
Piszesz niektóre rzeczy ciekawe, jak z tym złem niszczącym inne zło, czyniąc dobro - coś na zasadzie minus i minus dają plus lub też jak z tym danse macabre (Mia była u progu śmierci). Zwróć uwagę, że przypadkowe zabicie Murzyna w aucie nie było raczej przypadkowe ale odwróceniem poprzedniego cudu jaki Bóg zesłał na Julesa i Vince'a. Wg mnie Bóg chciał ukarać Vince'a za zignorowanie tego cudu. Wystrzał z pistoletu nastąpił w momencie gdy Vince się sprzeciwiał, że to był cud. Dostał kolejny znak, który powtórnie zignorował. Trzeciego sygnału nie było. I zginął, bo nie dokonał ekspiacji jak Jules, który zrozumiał że to co robi jest złe.
Niektóre kwestie są wg mnie nadinterpretacją, jak z Wolfem o którym niewiele wiadomo. Diabelska Jody - może i coś w tym jest, bo inaczej po co dawać całą scenę z robieniem piercingu i faktycznie wygląda jakby ją podniecał ten zastrzyk. Ale nie jestem pewien. To ćpuny.
Przypadkowo natrafiłem na ten post i postanowiłem się podzielić jednym spostrzeżeniem. Moja interpretacja jest dosyć podobna. Różni się w szczegółach ale nie o tym chciałem pisać.
Zauważyłem ze bardzo mało osób interpretuje dlaczego film zaczyna się i kończy tą konkretną sceną w restauracji. Tzn wszyscy iterpretują brak chronologii ale nie koniecznie zahaczając o tę konkretną scenę. A dla mnie jest ona symbolem całego filmu. Mówisz że dla Ciebie film jest o odkupieniu. Dla mnie jest o walce o duszę. Niby podobnie ale bardziej mi te sformułowanie do tego filmu pasuje. Wracając do ostatniej sceny. Zamyka ona klamrą cały film. Osobami łączącymi te dwie sceny jest para (Ringo i Yolanda). Dlaczego bohaterowie o których praktycznie nic nie wiemy pojawiają się w pierwszej i ostatniej scenie filmu? Ponieważ to oni niejako wyznaczają linię czasu. Są oni początkującymi kryminalistami. Dopiero schodzą na złą drogę, czyli duszę dopiero mają stracić. Początkowa scena jest ich rozstajem dróg. To jest kluczowy moment. To on będzie decydował o ich duszy. Tarantino zostawia nas w tym zawieszeniu i przechodzimy do głównej części filmu. Ja tą część traktuję jako swoistą retrospekcję (chociaż chronologia wydawałaby się temu przeczyć). Tutaj mamy zobrazowany cały proces tracenia duszy. Mamy pokazane jak to przebiega i jakie ma konsekwencje. Środkowa część filmu służy niejako zobrazowaniu widzowi o co w tym wszystkim chodzi. Na sam koniec wracamy do restauracji. Mamy nawróconego Julesa, który zauważa rozstaj dróg przed którym stoi para. Wie którą drogę zamierza obrać ta para i powstrzymuje ich. Pokazuje im inna ścieżkę. Jest to częścią jego odkupienia. Daje tej parze szanse powalczenia o własną duszę. I to właśnie ta scena jest "teraźniejszością". Tutaj mamy ludzi postawionych przed dylematem moralnym. Przed dwiema drogami: prostą i tą trudniejszą. Film kończy się znakiem zapytania. Para dostała znak od Boga i teraz od nich zależy czy go posłuchają (Jules) czy nie (Vincent). Zresztą Jules i Vincent nie są przypadkowi. To również jest para. Para przestępców, którzy cały czas działają razem. Oni są symbolem dwóch dróg które mogą obrać Ringo i Yolanda. "Przyszłością" filmu będzie przyszłość tej pary. Przyszłość której reżyser już nam nie pokazuje.
Dostrzegam w tym też osobiste odniesienie do samego Tarantino (no i zapewne Avaryego). Oni jako artyści również są postawieni przed takim dylematem. Przed łatwą i trudną drogą. I też muszą walczyć aby swojej duszy nie stracić (sprzedać - Butch).
Takie analogie mają rację bytu. Na początku owa parka jest pewna siebie i nie widzi żadnych przeszkód w agresywnych rabunkach. Jules pozbawia ich tej pewności i uświadamia, że są słabi, że mogą szybko zginąć. Podobnie jest z Julesem, który początkowo czuje się jak pan życia i śmierci, a potem zdaje sobie sprawę, że nie jest nieśmiertelny i wszechmocny. Ale jest tu coś jeszcze. Ringo i Yolanda zostają uświadomieni, że są tylko pionkami w hierarchii kryminalistów. Przed nimi są tacy jak Vincent i Jules, którzy z kolei są tylko pionkami w rękach samego Boga.
Zgadza się. Uświadomienie sobie bycia pionkiem przy obraniu tej łatwiejszej drogi, jest bardzo istotne w zrozumieniu jej natury. To również miał na celu Jules mówiąc im jak będzie wyglądać ścieżka która mają zamiar podążać. Wiąże się to z utratą duszy (ktoś inny ma nad tobą władzę). Tylko jedna uwaga. Zachowując duszę nie jest się niczyim pionkiem. Pozostaje się wolnym. Jules był ręką Boga ale on jeszcze duszy nie odzyskał. To mogło nastąpić dopiero po konfrontacji z Marsellusem (według mnie nie szatanem, tylko osobą najbardziej do niego zbliżoną - ziemski przedstawiciel). Wykonywanie przez niego dzieła Boga było częścią jego odkupienia. Jedyną osobą która odzyskała duszę był Butch. On również jako część odkupienia wykonywał dzieło Boga - zabójstwo Vincenta. Swoją duszę wyrwał ratując Marsellusa. I warto też zwrócić uwagę jak ją wyrwał. Obierając tą trudniejszą, dobrą drogę.
Sorry, ale ja zgodzę się z ludźmi wyżej, że to czysta nadinterpretacja. Często tak jest, że pytasz np. wierszoklety dlaczego napisał coś w stylu ,,sześciokrotny błysk obłoków zmierzchu", a on odpowiada, że po prostu ładnie razem brzmiało. Obejrzyj sobie komplet filmów Tarantino, a zrozumiesz, że masz odrobinę błędne podejście do jego filmów. Jestem pewny, że taki geniusz jak on zwyczajnie wie, że jak się da element tajemniczy, zagadkowy i pozostawi się ten element niewyjaśniony to ma się murowanego Oskara. Ludzie lubią czegoś nie wiedzieć i nie rozumieć. Wtedy wmawiają sobie, że film jest ambitny i wymagający. ,,Damy walizkę świecącą na złoto i nie powiemy nikomu co za gówno w niej było." - założę się, że coś takiego wypowiedział na planie Tarantino.
Absolutnie się nie zgodzę. 666 na kodzie walizki i plaster na karku Marsellusa mówią wszystko. Nie może być w tym przypadku mowy o nadinterpretacji. To że inne filmy Tarantino nie miały takiego przekazu metaforycznego nie znaczy że tak nie było w tym przypadku.
Pracowalem w swoim zyciu z kilkoma popularnymipolskimi pisarzami i scejarzystami i widzialem na jakiej zasadzie odbywa sie wykorzystywanie takich elementow. Dokladnie dziala to tak, ze autor wymysla sobie taka zagrywke po to zeby odbiorca mial o czym myslec, a dzieki czemu tez coraz bardziej ulegac urokom utworu.
No i jeżeli Ty się z takim czymś spotkałeś to oznacza że tak wygląda zawsze? Więc Ciebie zaskoczę, niektórzy twórcy naprawdę zawierają w filmach metaforyczne znaczenie.
Tak jak powiedziałem, tego jest za dużo. Można by rozważać wersję ze sprytną sztuczką reżysera gdyby w grę wchodziła tylko świecąca walizka. Wtedy mógłbym uznać że Twoja wersja jest prawdopodobna. Natomiast 666 i plaster przesądzają sprawę. Jest tego za dużo. I jest zbyt dobrze przemyślane. Wszystko do siebie pasuje. Powiem więcej, dziwie się jak można tych faktów nie połączyć. Wniosek jest oczywisty. Z pewnością nie była to zagrywka Tarantino.
To jest właśnie czysty geniusz Tarantino. Myślisz tak jak myślisz, bo on tak chciał. To bardzo ciężki zabieg manipulacji umysłem odbiorcy. Bardzo widowiskowy i bardzo trudny.
A i przede wszystkim nie zaprzeczam temu, że użył symboliki. Bo użył jej i to w doskonały sposób. Tak to jest w procesie pisania, że piszesz dzieło właściwe, a potem siedzisz nad szczegółami i ulepszeniami. Wymyśla się właśnie takie smaczki i zagrywki, żeby wszystko tworzyło zgrabne puzzle. Twierdze jednak, że Tarantino śmieje się z osób, które próbują dociec co było w walizce. Jestem w 100% pewny, że nawet 5 minut się nie zastanawiał co mógłby do niej wsadzić. Zamiast tego stworzył otoczenie i wrażenie wokół walizki. To jest ów zabieg, o którym ciągle mówię.
Takie komentarze są nie na poziomie. Jesteś w 100% pewny? Dobre:) Przepraszam ale co ja w ogóle mam na takie komentarze odpisać? Przecież to jest jakiś absurd.
Poza tym Tarantino nie zostawia zagadki pt. "co jest w walizce". On to od razu wyjaśnia. Używa dwóch symboli, które można odczytać tylko w jeden sposób. Powiem więcej to brak interpretacji jest teorią naciąganą. I to bardzo. To że czegoś nie potrafisz dostrzec, nie znaczy że tam tego nie ma.
Tak, jestem tego pewien. Rozmawiałem ze Spielbergiem na warsztatach na ten temat i tłumaczył mi na czym polega omamianie widza. Uprzedzał, żeby się nie przyznawać, bo ludzie nie lubią być oszukiwani. Sam piszę opowiadania, które wygrały już kilka większych konkursów i robię dokładnie takie same zabiegi. Potem słucham z uśmieszkiem jak ludzie próbują wyjaśnić sobie zagadki, które tworzyłem, a których rozwiązania nawet ja nie znam. To jednak nadaje jeszcze większej tajemniczości, bo ludzie poznając odpowiedź zawsze, ale to zawsze są zawiedzeni. Bo w sztuczce najważniejszy jest prestiż, czyż nie? ;]
Na tym należałoby dyskusję zakończyć. Nie mam zamiaru zniżać się do tego poziomu.
I to jest, MishaPl, piękna ilustracja tego, że ludzie nie chcą znać prawdy, jeśli jest dla nich nieatrakcyjna.
Wcale nie dlatego że masz inne zdanie, ale dlatego, że nawet nie starasz się zastanowić nad tym co on pisze, tylko przechodzisz do ataku (obrazy) i ucinasz dyskusję.
Wydaje mi się że rację w przypadku tego filmu ma Nidril, że za filmem kryje się niewiele więcej niż widać na pierwszy rzut oka. Ale równie dobrze może też być tak, jak ty uważasz. Raczej nigdy nie dowiemy się tego na pewno. To pozostanie kwestią osobistego odbioru. Może Tarantino rzeczywiście miał na myśli coś konkretnego, może każdy detal filmu kodował jakieś zaszyfrowane przesłanie. Bo że reżyser użył licznych symboli, to jest jasne. Liczba szatana 666, motyw przebudzenia, nawrócenia itd. itp. Oczywiście, ok, ale czy już samo to jest genialne? Dla mnie - nie. Dla kogoś innego może i jest. No i bardzo dobrze.
Z filmami tego typu sytuacja sprowadza się w zasadzie do jednej rzeczy. Ile jesteś gotowy dać od siebie filmowi? Czy zgadzasz się na to, że połowę przekazu musisz właściwie dorobić sobie sam? Dla jednego TO będzie właśnie wyznacznik geniuszu filmu, że ilu ludzi, tyle interpretacji, a drugi odbiorca nie podejmie tej gry. Dla fana daleko idących interpretacji, snucie własnych teorii jest przyjemne, bo to świetnie być jednym z nielicznych, którzy „rozumieją” wielkiego reżysera/autora. Pewnie nawet pojawia sie takie przyjemne uczucie, jakby współtworzyło się dzieło. I w pewnym sensie faktycznie tak jest.
Tylko pytanie: czy to kupujesz? Ja idąc do kina czy biorąc do ręki książkę, chcę sprawdzić co autor dla mnie ma. Bardzo chętnie zastanawiam się nad treścią tzw. „głębszych” filmów, analizuję drugie dno, pod warunkiem że ono ewidentnie tam jest. Ale gdy w morzu mniej lub bardziej wyszukanych symboli, metafor, i cholera wie czego jeszcze, ilość możliwych interpretacji zaczyna dążyć do nieskończoności, to zamiast ŁAŁ, mówię: NIE, dziękuję.
Btw.
Czytałam kiedyś o takim eksperymencie, który miał sprawdzać naturalne ludzkie skłonności do „kreacji” rzeczywistości. Pokazywano ludziom kilka losowych przedmiotów, a następnie jeden, losowy z nich, przykrywano. Potem badanych pytano, dlaczego został zakryty właśnie ten przedmiot, czy widzą w tym jakiś sens, czy to czysty przypadek. I wszyscy albo prawie wszyscy tworzyli swoje własne teorie - mniej lub bardziej wyszukane - które miały nadać głęboki sens zakryciu akurat tego widelca :)
Chyba się Tobie coś pomyliło. Ja nigdy nie twierdziłem że któraś z wersji (ukryte przesłanie lub jego brak) jest prawdziwa. To użytkownik Nidril powiedział że to on ma racje i koniec (używając przy tym słabiutkich argumentów). Ja na tak dziecinnym poziomie dyskutować nie miałem zamiaru.
Poza tym już napisałem poniżej, że tak naprawdę mało mnie obchodzi co autor miał na myśli. Dzieło jest w moich rękach (głowie) i mogę sobie je interpretować jak tylko mam na to ochotę.
Bardzo ciekawa interpretacja. Z tym, że, jako niepotwierdzona wersja, nadal pozostaje jedynie interpretacją. Ale to jest właśnie esencją tego filmu. Tu nic nie jest wyłożone na tacy i można śmiało snuć różne domysły, które po części zawsze będą słuszne. Nie byłbym tak śmiały, aby twierdzić, iż jest to film o odkupieniu. Natomiast na pewno zbieg okoliczności, takich jak zlecenie Wallace'a, powierzone właśnie Vincentowi i Julesowi oraz fakt, że zawartość walizki mogły oglądać niemal wyłącznie ich ofiary, mają coś na rzeczy.
Ale moim zdaniem w tym filmie najlepsze jest to, że widz samemu może układać historię i to właśnie dzięki niemu ta z pozoru "Brukowa fikcja" nabiera sensu. I do tego ma okazję świetnie się rozerwać przy zabawnych scenach z kapitalną muzyką. Ten film jest taki, jakim widz chce go widzieć.
Zaprawdę, ja nie jestem śmiały w takich tezach. Co więcej, to nie ja wymyśliłem tezę o temacie odkupienia. O tym mówiło wielu zawodowych krytyków. Można powiedzieć, że taki jest wręcz konsensus w sprawie "o czym jest PF?". Po prostu większość o tym nie wie, a gdy czyta, to robi wielkie oczy, części się ta interpretacja podoba i rozumieją, że ma sens, a reszta uznaje to za nadinterpretację. Pomimo, że odkupienie jako temat przewija się praktycznie przez cały film.
I to jest właśnie bardzo istotne. Że film sprawdza się zarówno w warstwie "powierzchownej" jak i "interpretacyjnej". To jest wielki atut filmu. To że sama interpretacja nie jest konieczna do odbioru filmu. Tak właśnie powinny być konstruowane tego typu pozycje. Poza tym bardzo dobrze że wersja jest niepotwierdzona. Ja osobiście nie lubię nachalnego narzucania interpretacji przez twórce.
A tak w ogóle to jakie ma znaczenie czy Tarantino naprawdę ten przekaz w tym filmie zawarł. Stworzył na tyle dobry film, że umożliwił taką interpretację. Na tym się rola autora kończy. Reszta w rękach (a właściwie głowach) odbiorców. To oni decydują czym jest dla nich ta pozycja.
Dla mnie ten film jest o walce o duszę (o czym już wcześniej wspominałem). Jeżeli tak będziemy film interpretować to sama chronologia nabiera innego wymiaru. Według mnie w sensie artystycznym film jest chronologiczny. Wręcz jest wpasowany w sztampową konwencję. Chodzi mi o filmy w których na początku jest pokazana jakaś dramatyczna scena, ważą się losy głównego bohatera i nagle jest urywana i na ekranie pojawia się napis np. dwa lata wcześniej. Mamy przedstawioną całą historię aż do tego momentu z początku. W samej końcówce mamy rozwiązanie tej akcji z początku. Tak według mnie jest w PF. Początek (para w barze), "dwa lata wcześniej" (główna część filmu) i końcówka (rozwiązanie sytuacji z baru). Główna część filmu też jest uporządkowana. Tylko jest uporządkowana według losów kolejnych bohaterów.
I jeszcze jedna rzecz. Według mnie już na samy początku reżyser "mówi" nam, iż film posiada dwie warstwy. Chodzi mi o ten napis z definicją Pulp. Są dwie definicje z numerami 1 i 2. Według mnie ta pierwsza definicja to jest właśnie dusza (przeczytaj sobie ten początkowy napis - według mnie coś w tym jest). Tą 2 jest ta warstwa powierzchowna - gangsterska. Dla mnie równie ważna - bez niej ta pierwsza nie miała by mocy. No ale Tarantino umieścił ją jako drugą. Przypadek? Być może chciał zasugerować co chce przede wszystkim tym filmem przekazać?
Na początku chciałem się przywitać, ponieważ będzie to moja pierwsza wypowiedź na tym forum.
Witam
Teraz do rzeczy.
Muszę przyznać, że wasza (pozwolę sobie zwracać się po imieniu) bardzo mnie zaciekawiła, przynajmniej na początku, bo po ponownym obejrzeniu filmu doszedłem do wniosku - "cholera, to naprawdę ma sens". Faktycznie, kiedy zwróci się uwagę na z pozoru nieistotne szczegóły to jesteśmy pewni, to nie przypadek. Oczywiście, w filmie pojawiają się również inne motyw, przesłania jak np. to jak wielką rolę w naszym życiu odgrywa przypadek. Ja jednak chciałem wrócić do motywu walki o duszę, a konkretniej tematu kolczyków. Ktoś napisał, że żona dilera nosiła kolczyki, co było nawiązaniem do postaci diabła. Temat nie był ciągnięty, ktoś inny napisał, że to akurat przypadek. Otóż wydaje mi się, że nie. Zwróćmy uwagę, że oprócz tej osoby kolczyki noszą jeszcze trzy męskie postacie - Zed, Marselus i Vincent, czyli bohaterowie stracili swe duszę, byli źli. Argumentów chyba nie muszę podawać.
To tyle. Wiem, że mogłem się zmieścić w jednym zdaniu, ale po prostu miałem ochotę napisać coś dłuższego.
Pozdrawiam
Być może coś a'la kolczykowanie bydła?
Jednak co do samych kolczyków nie mam przekonania. Wygląda mi to na przypadek.
"Idźmy dalej: twarz Jody, pokryta kolczykami, jest aluzją do wyglądu diabła - ponoć jego twarz też jest pełna rogów i kostnych wypustów. Oznaczałoby to, że w owym dilerskim małżeństwie, to nie Lance jest siedliskiem zła, a właśnie Jody. Widać to wyraźnie, gdy Jody ma opory przed udzieleniem pomocy Mii, zaś tuż przed zaaplikowaniem, jej zastrzyku z adrenaliną, jako jedyna ma na twarzy szelmowski uśmiech. " chodziło mi o ten fragment wypowiedzi użytkowanika gowniarz_wyniosly.
Nie wydaje mi się, wszystkie złe postacie, które utraciły dusze mają już kolczyki. Nawet partner Zed'a - waha się przed gwałtem, walka wciąż trwa.