Poprzednia część "Punishera", mimo kilku niedociągnięć, mogła się podobać. Thomas Jane dawał radę, nawet, jeśli na początku trudno było go zaakceptować, jako odtwórcę głównej roli. Dość wiernie oddano klimat i fabułę z komiksowego pierwowzoru.
W "Strefie wojny" zmieniono odtwórcę roli "Pana, Który Karze" (wg mnie pan Stevenson bardziej tu pasuje). W filmie jest także więcej akcji. Niestety to jego wszystkie zalety. Najbardziej zawiodłem się na klimacie filmu; "CSI" trzyma bardziej w napięciu, niż obraz pani Alexander. Odgłosy bijatyk czy latających części ciał kojarzą się z tymi z filmów akcji klasy B. Efekty specjalne również nie zachwycają i wyglądają w niektórych momentach tak, jakby zabrakło na nie pieniędzy z budżetu. Blado wypadli przeciwnicy poczciwego Franka: Jigsaw miał ciekawą twarz, ale płaskie wnętrze. Looney też nie zachwycił charyzmą. Ogólnie fabuła była trochę nazbyt chaotyczna.
Mimo paru mankamentów polecam pana Punishera dla zwykłej, niezobowiązującej rozrywki.