Zawsze z wielkim zainteresowaniem oglądam takie filmy: mądre, o życiu, ale nie przeintelektualizowane, które na siłę epatują jakimś pseudomądrym przesłaniem rozumianym przez nielicznych. W tym przypadku na szczęście tak nie jest. Film w genialny w swojej prostocie sposób opowiada o relacjach w rodzinie, o tym jak często są to trudne relacje, bo ludzie - poza pokrewieństwem - nie mają ze sobą wiele wspólnego. Akcja dzieje się "wokół" chorej na Alzheimera matki-babci, która co jakiś czas strzela do młodszych mądrym słowem o życiu (np. "nigdy nie widzisz, co trzymasz w rękach"). Nie ma co się rozwodzić. Film jest po prostu dobry, każdy wyciągnie z niego coś dla siebie. Ja oglądałem go z podwójnym zainteresowaniem, bo moja babcia też jest chora na Alzheimera. Niektóre zachowania takich ludzi są mi bardzo dobrze znane. Kapelusz z głowy przed aktorką, 90-letnią Tsillą Chelton, która gra przekonująco i zabawnie. Po seansie rozległy się brawa...
Zgodzę się z przedmówcą. Każdy w tym filmie znajdzie coś dla siebie, oczywiście - w pewnej dawce. Nie wiem, dlaczego jeszcze nie zamieścili mojej recenzji, dupki.
W każdym razie teraz z niecierpliwością czekam na odsłony kina japońskiego.