PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=136708}

Q

1982
4,8 173  oceny
4,8 10 1 173
3,3 7 krytyków
Q
powrót do forum filmu Q

W 2006 roku zakupiłem "Leksykon filmowego horroru", gdzie autor, Bartłomiej Paszylk opisał 100 jego zdaniem najciekawszych filmów grozy w historii. Dzięki tej książce odkryłem Dario Argento, poznałem jak szeroka jest filmografia Davida Cronenberga, spojrzałem głębiej na europejski horror... Autor przyznał się również szczerze do jednej niezdrowej fascynacji. Były nią Larry Cohen. Na 100 tytułów z gatunku, w jego przeglądzie znalazły się "A jednak żyję", "Bóg mi powiedział" oraz "Substancja". W którymś z wywiadów Paszylk przyznał, iż ostatecznie chciał wepchnąć na swoją listę również "Q", czyli omawiany przypadek.

Ja się autora leksykonu nie czepiam, bo każdy ma swoje romanse, a jak widać sam mocno wciągnąłem się w odkrywanie twórczości Cohena. Nijak nie potrafię jej oglądać jednak na poważnie. A już w zupełności, gdy reżyser łączy siły ze swoim ulubionym aktorem, Michaelem Moriartym. Ten facet gra w tak bardzo nadekspresyjny sposób, że ciężko się śmiać z Tommy'ego Wiseau. Szaleństwo w oczach, natłok słów, rozedrgane ciało. Głównie w filmach Cohena dosłownie dostaje głupawki, odstawia komediowe performance w poważnych scenach i stara się zagarnąć spektakl dla siebie, hiperbolizując każdą emocję. Istny koszmar.

Sam film jest teoretycznie monster movie o wielkim ptako-wężo-dinozaurze, który terroryzuje Nowy Jork. Jak udaje mu się ukryć? Opracował technikę latania zawsze w słońcu. To tylko pierwsza z głupotek, bowiem wsparcia udziela potworowi sekta azteckich wyznawców składających dobrowolne ofiary z ludzi. W praktyce większość czasu ekranowego zajmuje jednak właśnie Michael Moriarty. Jego postać, Jimmy Quinn jest parszywcem jakich mało. Damski bokser, niespełniony muzyk improwizacyjny, wieczny nieudacznik i furiat. Podły charakter postaci nie pozwala jej kibicować, a jego niezdarność z czasem nudzi. Kolejne niepowodzenia przerywają dosłownie kilkusekundowe ataki tytułowej bestii. Gdy jednak po 80 minutach dotrzemy do finałowego starcia z potworem, będzie to również spory zawód. Jest ono bowiem maksymalnie uzależnione od budżetu, a policja nie wykazuje żadnego sprytu, ot, ładuje w przeciwnika mnóstwo ołowiu.

Rozumiem, że Cohen tu i tam poumieszczał żarty z nowojorczyków oraz zorganizowanej religii, ale to za mało, bym pozytywnie ocenił takie kuriozum. Jeżeli jednak miałbym go w jakiś sposób polecać- myślę że świetnie się nada jako ironiczny seans ze znajomymi. Odpowiednio głupi scenariusz i przystępny czas trwania gwarantują, że z tego sensu można zrobić coś więcej niż porażkę.