PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=623286}

Q

5,1 5 880
ocen
5,1 10 1 5880
Q
powrót do forum filmu Q

Świetny!

ocenił(a) film na 7


Odważne kino francuskie z pikantnymi szczegółami, co wcale nie czyni go filmem porno. Tematyka na czasie, przynajmniej w moim środowisku. Przeszywanie się nawzajem miłości i tych naszych, prymitywnych, biologicznych rządz i chęci bliskości. Ciekawie pokazane dwa środowiska damsko-męskie; między sobą jest okej..przeleciałeś ją, zaliczyłeś, mój facet jest taki i siaki, ale fantazjuje z innym, obcym, zrobiłam to,tak!..to jest głębiej po przykrywką i love you.
Bardzo dobre aktorstwo Debory Revy..

simonides81

Zgadzam się, by docenić i zrozumieć ten film po pierwsze trzeba zobaczyć go do końca, po drugie nie skupiać się na szczegółowo pokazanym seksie. Nie nazwałabym tego ani porno, ani dramatem erotycznym. Jest to po prostu film o życiu, a w życiu prawie każdego z nas seks i miłość pełnią jedne z głównych ról. Cudownie zostało tutaj ukazane to, co pojawia się w zaraz w napisach początkowych " tak naprawdę chodzi o miłość".

simonides81

Jednak film z elementami porno, ze względu na sposób produkcji.
Granica między seksem uprawianym na żywo przed publiką jest w postaci kamery, projektora czy nawet błony filmowej. Śmiałe sceny erotyczne dla umocnienia przekazu? Jak najbardziej! Ale rzeczywisty seks, a nie gra aktorska - won do branży porno. To tu jest ten newralgiczny punkt, a nie w samym obrazie.

ocenił(a) film na 7
itifonhoum12

itifonhoum12- co tak naprawde nie podobało Ci się w tym filmie; chodzi o śmiałe sceny, fabułe?

simonides81

Fabuła jest nieciekawie przedstawiona, mam wrażenie jakiejś płytkości przekazu, niewyrazistości. Aktorstwa właściwie nie ma, a większość wysiłku włożono w sceny mające uchodzić za pikantne. Erotyzmu brak. Mamy za to genitalia i trochę seksu, gdzie część ujęć nie różni się od zwykłych pornosów.

I dochodzimy do sedna. Mamy garść ochotników (nie aktorów), którzy odważyli się na seks, na przekroczenie pewnej granicy intymności, co jest charakterystyczne dla pornografii. Nie mamy stricte porno, ale "praca" tych ludzi polegała dokładnie na tym samym. Skoro nie ma erotyki, która z resztą cechuje się brakiem dosłowności antomicznych (za Wikipedią), to co czym jest ten film? Czy dzieło obroniłoby się bez tych scen? Potrzebna była ta dosłowność?

Nie mam nic przeciwko pornosom. Przeciwny jestem procesowi przyzwyczajania ludzi do porno. Kto chce, niech po nie sięga. Ale małe kroki, jakie uczyniono za pomocą tego filmu (nie w filmie), są kolejnym etapem demoralizacji społeczeństwa, propagowaniem rozwiązłości seksualnej, niszczenia wartości i kultury. Pod przykrywką sztuki... Dramatu z porno..

użytkownik usunięty
itifonhoum12

Porno a dramat soft porno to jednak odrębne gatunki filmowe. To jak porównać oglądanie przez półtorej godziny kopulujących szympansów z oglądaniem zachowań i popędów szympansów których efektem są akty seksualne. W tym filmie mamy typową jak pisze simonides81 gonitwę/biologiczną rządzę ludzi za krótkotrwałą przyjemnością i bliskością, samce chcą zawsze okazywać dominację a samice są świadome swojej uległości ale jednak nie chcą być traktowane wyłącznie jak zbiorniki na spermę."They forget we're not sex machines". Dlatego Q najlepiej oglądać z perspektywy młodej wyzwolonej kobiety.

Rzeczywiście, zapomniaem że oglądałem Q na Animal Planet. Zwracam honor.

> Dlatego Q najlepiej oglądać z perspektywy młodej wyzwolonej kobiety.

Ani ze mnie młoda, ani kobieta, pewnie dlatego nie rozumiem. Wyzwolone kobiety to te, które za kasę obciągają gdzie popadnie, tak jak przed kamerami tego wspaniałego dokumentu o Homo sapiens sapiens? Aaaa no tak, to jest prawdziwa sztuka. Istota człekokształtna grzebiąca w kroczu w zamian za gażę. To nic, że nie różni się to od kręcenia zwykłego pornola :)

Wybacz sarkazm, ale od szympansów trochę nas dzieli, choćby ilość owłosienia.

użytkownik usunięty
itifonhoum12

Czy tak trudno pojąć że te pikantne sceny są właśnie głównym przekaźnikiem treści? Fabuła wydaje się szczątkowa ponieważ pokazane jest jak ludzi miotają się pomiędzy sobą w celu zaspokojenia seksualnego oraz poczucia bliskości. Sex lesbijski, trójkąty, zdrady, szukanie podniety, różne pozycje, masturbacje, ciągłe szukanie czegoś, jakiegoś urozmaicenia w celu zaspokojenia jakiegoś braku, zaspokojenia które nigdy w pełni nie nastąpi. Tak było, jest i będzie a ten film to ciekawie pokazuje.

No i co z tego? Co mnie obchodzi pierd*lenie się niewyżytych nastolatek przed kamerą? Żeby to ktoś jeszcze zagrał, naszkicował psychologię. Nic z tego.
Ale zanim się nie przyczepiłem to pisaliście, że to TYLKO dramat. Inni nazywali jeszcze komedią i romansem. Jest porno, to mówmy i piszmy, że to porno. Widzę w tym jakiś opór, choćby przed przyznaniem się sobie "tak, oglądam dramatyczne porno, i lubię to". Lepiej brzmi "oglądam rzeczywisty seks"? Ach, co ja bredzę. Przecież już napisano: "oglądam ciekawie pokazane zaspokajanie potrzeb seksualnych".

Główny przekaźnik treści... Kiedyś pewien pan sfilmował rzeczywistą i dosłowną "miłość" faceta do maciory. Ty z tego nurtu?

użytkownik usunięty
itifonhoum12

Ogólnie to można nazwać komediowym porno dramatem ale czemu tak od razu wykazywać niechęć do tego projektu. Trzeba spojrzeć na ten film z innej perspektywy. Jeśli Q to porno to jest to jeden z najambitniejszych filmów pornograficznych na świecie. Być może staliśmy się świadkami narodzin nowego gatunku filmowego - dramatu pornograficznego. Z drugiej strony jesli to kinowy film fabularny to jest to film z najlepszymi "akcjami" jakie można zobaczyć na dużym ekranie( genialna scena lesbijska). Po trzecie widzę w tym filmie aktorkę Déborah Révy, która jest wyjątkowo wszechstronnie utalentowana, świeci cyckami, pokazuje ci..ę, robi lo..a a na dodatek potrafi dobrze zagrać. Pokażcie mi drugą taką aktorkę!
Tak więc zamiast ostrej krytyki proponuję więcej otwartości, mniej uprzedzeń.

Moim celem nie było krytykowanie filmu, tylko jego prawidłowa klasyfikacja.

O opinię zostałem poproszony w tym wątku i napisałem co mi się nie podoba. Jeśli ktoś mniej lub bardziej utalentowany chce brać udział w produkcjach (quasi-)porno, to jego indywidualna sprawa, ale nie popieram tego jako trendu w kinie tzw. fabularnym czy dużym ekranie bez informacji wprost o tym, że obraz należy również do gatunku adult/xxx. Innymi słowy takie łamanie barier kulturowo-obyczajowych, gdzie porno wchodzi tylnymi drzwiami do mainstreamu, uważam za przesadne.

Mamy chyba już dość dużą dozę tolerancji i wyzbyliśmy się w znacznym stopniu pruderii, tym bardziej nie powinniśmy mieć problemów z nazywaniem i mówieniem o konkretnych zjawiskach.

Dramat porno - być może. Nie mam nic przeciwko takiemu połączeniu i byłbym rad, gdyby autorzy i krytycy używali takiego określenia na ten i podobne dzieła. Nie podoboba mi się jednak, że ten trend wchodzi do kina fabularnego. Szczególnie, że fabuła w Q jest daremna i śmiem twierdzić, że reżyser chce się wybić z obrazem wyłącznie za pomocą waginy, penisa i szumu, jaki właśnie robimy.

Mała dygresja na temat robienia laski przez dobre aktorki, tudzież chędożenia panieniek lub i panów przez dobrych aktorów. W moim przekonaniu jest to poniżej godności człowieka. Jest to naruszenie swojej sfery intymnej i prywatnej, którą sobie szanujemy jak mało co. Mimo tego nie piętnuję tych ludzi. To ich sprawa, co ze sobą robią. Ich wybryki nie muszą jednak trafiać do szerokiej publiczności pod przykrywką sztuki. Kto chce, to się doszuka. Nasza ciekawość też jest silna.

Żal tylko widzieć, jak kolejne pokolenia wypowiadają się o ludzkim ciele. Zamiast doceniać kunszt aktorski, emocje czy dramat ludzki, dywagują na temat wielkości cycka i "twarzowości" aktorów. Zwykłe uprzedmiotowienie. Cholernie przykro widzieć, jak dziś postrzegana jest nagość, ciało, erotyzm czy po prostu człowiek. Czy to aby nie skutek silikonowej rewolucji seksualnej, której to niby tak "chcieliśmy"?

użytkownik usunięty
itifonhoum12

Ale, ale w tym filmie nie było silikonów i uprzedmiotowienia człowieka. Wprost przeciwnie ten film promował naturalność i spontaniczną, wolną miłość. Prędzej wizytówką sztuczności i zepsucia są właśnie bardzo znane przedstawicielki mainstreamu jak Pamela Anderson albo Lindsay Lohan. Albo te wszystkie aktorki/celebrytki jak koścista Angelina Jolie, botoksowa Meg Ryan, Nicole Kidman.
A w Q mamy niewinną pogoń za szczęściem, aktorów robiących to co potrafią najlepiej, pełna wiarygodność:)
Osobiście nie lubię filmów pornograficznych ale dobrych filmów erotycznych od dawna już nie kręcą a w Q dostrzegam coś więcej niż tylko penisy dlatego akceptuję taki mix.
Oczywiście tobie nie musi się to podobać dlatego mogę co najwyżej polecić ci ten film.
http://www.filmweb.pl/film/Apollonide.+Zza+okien+domu+publicznego-2011-574388
Dramat erotyczny z naciskiem na dramat, wysoki poziom artystyczny, zero porno zabawy, za to pokazane uprzedmiotowienie człowieka o którym piszesz...

I tak już nieco odbiegliśmy tematyką od Q i kontynuując moglibyśmy gadać o popkulturze i odmóżdżaniu społeczeństwa. Odniosę się zatem tylko do "promocji spontanicznej, wolnej miłości", bo stwierdzenie jest na prawdę trafne. Promocja ma za zadanie dotrzeć z przekazem do szerokiego grona odbiorców, osiągnąć konkretny skutek. W tym zabiegu użyto przekazu pornograficznego i ja się na taką formę nie zgadzam (cały czas piszę w kontekście szerokiej dystrybucji elementów porno do naszej codzienności). Nie czepiam się już filmu, tylko nadal jego klasyfikacji, a do tego poruszyłem wątek obyczajowości i skutków "promowania" takich zachowań. Swoją drogą dzieło będące jednocześnie promocją trąci nieco zwykłym komercjalizmem (znowu temat na odrębną dyskusję).

Fakt, że z erotykami jest kiepsko, głównie z fabułą. Mam wrażenie, choćby wszystko kręciło się wokół seksu, a to przecież tylko jeden z elementów naszego życia. Każdy, kto ma jakąkolwiek pasję, potwierdzi te słowa. Seks stał się chyba "zapchajdziurą" (dosłownie i w przenośni) dla tych, którzy cierpią na brak zainteresowań. I duża rola kultury i sztuki w tym, aby kształtować osobowość pod innym kątem, niż tylko przez utrwalanie mechanizacji ruchów głową i miednicą.

Słówko o graniu aktorów tak, jak to najlepiej potrafią. Potrzebna jest ta pełna wiarygodność? Jaka różnica byłaby w odbiorze obrazu, gdyby sceny były po prostu symulowane? Wg mnie żadna, ale aktorzy nie straciliby w moich oczach, a ich intymność zostałaby zachowana. Może sama świadomość ukazania rzeczywistego seksu w ludziach budzi ten niezrozumiały zachwyt? Tylko, że to już jest w pornosach, gdzie na wyciągnięcie ręki masz dużo wyzwolenia i wolnej miłości.

Mam wrażenie, że "skonsumowanie" takiego dzieła jest znakiem, iż traktujemy film (ogólnie) wyłącznie konsumpcyjnie. Kupujemy ten czyjś seks i intymność, jak piwo w knajpie. Przykre.

użytkownik usunięty
itifonhoum12

Bo ja wiem. Na mnie tam Q nie wywarł jakiegoś wielkiego wrażenia, żebym poczuł się zniesmaczony. Ten film w ogóle trafi do masowego odbiorcy? Wątpię. Widziałem dużo wstrętniejsze produkcje gdzie seks był ukazany w obrzydliwy sposób np. Kaligula, Nieodwracalne albo Antychryst. W tych filmach było więcej udawania i co z tego?

Obraz Q nie zniesmacza. Jest obrazem pornograficznym, ale delikatnym. I klasyfikacja do gatunku soft porno, czy może już porno-drama to jedna sprawa.

Oddzielnie traktuję temat rzeczywistego seksu przed kamerą, w oderwaniu od obrazu. Trier korzysta z rekwizytów i aktorów porno do wybranych ujęć czy scen. To ogromna różnica, mimo iż obraz jest rzeczywiście brutalniejszy. Nie chce mi się już nawet wspominać o filmach zdegenerowanej feministki, och przepraszam Wielkiej Artystki, pani Breillat.

Też zadaję sobie pytanie, czy Q trafi do masowego odbiorcy. Wolałbym żeby nie, bo po prostu nie jest tego wart, ale nie mnie decydować co komu wolno robić czy oglądać i nie mam zamiaru uprawiać cenzury. Jak już, to chciałbym żeby film był odpowiednio zaklasyfikowany tak, aby widz był świadom z czym będzie miał do czynienia.

Dzięki za polecenie filmu. Jeśli nie miałeś styczności, to polecam Import-Export Seidla. Inna tematyka, ale pokazana rzeczywistość bez uciekania się do niesymulowanego pieprzenia przed kamerą. Film o wiele bardziej wymowny i poruszający, niż płaskie Q.

Wolna miłość jest pewnym zjawiskiem i to dosyć promowanym od wielu lat. W czasach nie tak odległych promowana (później tępiona) głównie przez Włodzimierza Ilicza i pewną wyzwoloną feministkę. Ja tego nie kupuję, ale też nie potępiam. To jest moda, wytwór aktywizowania pewnych środowisk i za jakiś czas po prostu minie. Historia kołem się toczy. :)

simonides81

Tematyka na czasie w twoim środowisku? Znaczy,że tata rzadko śpi z mamą w jednym łóżku?

katedra

chłe chłe chłe

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones