Pyta Mario Bava, mistrz gotyckiego horroru i prekursor giallo, w „Quante volte... quella notte”, przedstawiając jedną historię z czterech perspektyw. Można powiedzieć, że to taki „Rashōmon”, tyle że w konwencji commedia sexy all'italiana. John poznaje Tinę, po czym najpierw zabiera ją do klubu tanecznego, a następnie do swojego apartamentu, co kończy się dość niefortunnie zarówno dla niej (porwana suknia), jak i dla niego (rana na głowie). W zależności od tego, z której perspektywy zostanie opowiedziana historia, prawda o burzliwym wieczorze będzie inna.
Z pewnością film nie łapie się do najlepszych dokonań Mario Bavy, a może nawet należałoby powiedzieć, że dzieło to jest poniżej jego średniej, ale w niektórych sprawach reżyser ten był niezawodny – to piękne, stylowe wnętrza, czyli efektowna scenografia, z pięknymi kobietami, w tym wypadku przede wszystkim z Danielą Giordano w roli Tiny (Miss Włoch 1966 r.). Innymi słowy, jest na co popatrzeć, co nie znaczy, że we frywolnym filmie Włocha epatuje się nagością.