Należy jednak zauważyć, że mają one utartą pozycję. Rambo choć ambitnym kinem nie jest spełnia dobrze swoje zadanie. Dla mojego rocznika takie nazwiska jak Arnold Schwarzenegger, Sylvester Stallone, Jean-Claude Van Damme, to już ikony kina akcji. Często sięgam po tego typu filmy, którym na pewno nie można zarzucić, że się na nich wynudzimy. A to już bardzo wiele.
Akurat "Pierwsza Krew" jest filmem ambitnym a do kina akcji zalicza się tylko pośrednio. To jest dramat wojenny o tym jak potraktowano żołnierzy wracających z Wietnamu. Mimo, że to nie oni rozpętali to piekło, zostali o to obwinieni. Świetna gra Sylvestra, który mimo swoich braków warsztatowych jest bardzo przekonywujący, klasyczna już piosenka "It's a Long Road", no i chyba film ma też coś do przekazania.
Nie jest to może "Czas Apokalipsy", ale jest sto razy lepszy od takiego "Krwawego sportu" czy "Kickboxera", które się postarzały jak cholera i nie da się tego obecnie oglądać.
Pisałem ogólnie pod kątem kina akcji, nie tylko o serii Rambo, ale o filmach z takimi nazwiskami jak Arnold Schwarzenegger, Sylvester Stallone, Jean-Claude Van Damme. Oczywiście, że film akcji nie musi być tylko filmem akcji, bowiem może łączyć w sobie jeszcze inne gatunki. Ze wszystkich części Rambo na pewno najbardziej ambitna i najlepsza jest część pierwsza, choć z pewnością są filmy bardziej ambitne o podobnej tematyce. "Rambo:Pierwsza krew" jest filmem ambitnym w serii Rambo. W kolejnych odsłonach Rambo ma coraz mniej z dramatu, a coraz więcej z kina akcji i przez to według mnie traci. Na pewno jest lepszy od "Krwawego sportu" i "Kickboxera", choć te filmy są o wiele lepsze od większości współczenych filmów walki. Dodam także, że "ambitność" nie jest jedynym kryterium. Gdybym miał dzisiaj wybrać do obejrzenia jeden z dwóch filmów "Rambo:Pierwsza krew" i "Czas Apokalipsy", wybrałbym ten pierwszy, ponieważ o wiele przyjemniej mi się go ogladało. Wiele osób krytykuje tego typu filmy, a stąd celem mojego postu było podkreślenie, że nawet jak się takich filmów nie lubi, to na pewno nie można im zarzucić, że się na nich wynudzimy.
Zgadzam się, że pierwsza część jest najlepsza. "Dwójka" to już film o kuloodpornym supermenie, który potrafi wszystko, od strzelania z łuku po obsługę helikoptera.Jak na kino akcji ok, ale szkoda że nie postarali się bardziej. Kolejna część, ta opowiadająca o Afganistanie prawdę mówiąc w ogóle nie zapadła mi w pamięć.
Co do porównania "Czasu.." i "Rambo": Dla mnie filmy na różne okazję. Dzieło Coppoli to film filozoficzny, ale mniej realistyczny niż Rambo - w rzeczywistości przeciw Kurtzowi wysłano by Rangersów / Seals / Delta. Z kolei Rambo to prosty film o prostym człowieku, niemniej wyrazisty i obecnie kultowy.
Na filmach o sztukach walki się za bardzo nie znam. Niemniej "Hero" to jedna z najlepszych produkcji jakie widziałem. Sztuki walki są tam ukazane w bardziej filozoficznej, teatralnej (pewne skojarzenia z "Batmanem" Burtona) konwencji.
Bardzo ciekawy i nowatorski ( o ile mi wiadomo) wydawałaś się "Ong-bak". Od Kick Boxera bardziej podobał mi się "Quest" - biorąc pod uwagę fabularną nędze tych filmów, ten drugi wypełniony jest chociaż walkami, których w Kickbokserze jest niewiele, a sam finałowy pojedynek uważam za źle wykonany.
Z nowszych produkcji sympatyczne są "Człowiek Pies", czy "Pocałunek Smoka". Nic oryginalnego z mojej strony, ale nie za bardzo siedzę w tych klimatach.
Prawdę mówiąc jeśli chodzi o filmy z "twardzielami" to zawsze wolałem westerny - Eastwood u Leone, czy Hacman u Eastwooda to kult:>
Po wczorajszej dyskusji postanowiłem odświeżyć sobie "Rambo:Pierwsza krew", który to film nadal świetnie się ogląda, a to za sprawą w znacznej części świetnej muzyki. Na marginesie zauważę, że filmy nadające się do wielokrotnego oglądania (podstawowe kryterium dokonywania przeze mnie zakupów filmów) to bardzo często filmy wyróżniające się wspaniałą ścieżką dźwiękową.
Filmy o sztukach walki to także nie jest mój ulubiony gatunek. Po moich postach można się domyśleć, który nim jest, pomimo, że nie jestem już najmłodszym miłośnikiem kina. "Kickboxera" za bardzo nie lubię, lepszy już chyba jest "Krwawy sport", choć od tych dwóch preferowałbym bardziej "Lwie serce"(1990) z tym samym aktorem w roli głównej, gdzie przynajmniej próbowali dorobić jakąś fabułę do tych walk. Wyszło jak wyszło, choć jak na tego rodzaju filmy nie najgorzej.
Jeszcze nawiążę do filmów "filozoficznych". Jeśli filozofia takiego filmu jest zgodna z naszą własną to ok, a jeśli nie to przy odbiorze nawet największego dzieła pojawia się pewien problem. Filmy o tematyce wojennej ze swej natury często są tendencyjne i właśnie w takich filmach jest to szczególnie widoczne.