No cóż, najpierw było AI, teraz mamy to.
Technicznie film jest świetny. Dobre efekty specjalne, znakomite zdjęcia. Nawet aktorsko film prezentuje się całkiem dobrze i nie dziwi mnie zupełnie, dlaczego Farrell stał się nagle gwiazdą. Scenariusz zrobiony jest w 100% zgodnie z regułami. Odpowiednio dozowane tempo, tutaj trochę humoru, tak lekkie obrzydzenie, w odpowiednich momentach zmiana tempa. Nawet niektóre dialogi wzięte zupełnie jakby z podręcznika... oczywiście w ten sposób prawie cała zabawa gdzieś ginie, bowiem ktokolwiek choć trochę zna reguły amerykańskich scenariuszy do superprodukcji, nie ma problemów z rozwikłaniem zagadki filmu.
Historia zaś, jaką serwuje Spielberg jest jednak kiepska (i to łagodnie rzecz ujmując). Wypada niemalże tragicznie w porównaniu z innymi ekranizacjami Dicka, a to dlatego, że Spielberg próbuje "pogłębić" historię, przemycić do niej choć trochę paranoi Dicka. Jednak zarazem nie zamierza rezygnować z prostych reguł, jakimi rządzą się blockbustery. W ten sposób powstaje groch z kapustą, który na końcu staje się zupełnie niestrawny. Zakończenie jest tak tragiczne, że jakkolwiek wcześniej mógłbym ocenić film nieco wyżej, to kiedy tylko pomyślę o nim, od razu widzę tę końcówkę i nie mogę przestać złorzeczyć. Czy Spielberg aż tak bardzo zredukował się do maszynki robiącej pieniądze, że dla kasy będzie profanował jeden pomysł za drugim?