najlepsze fragmenty w tym filmie były w jego początkowej części, intrygujące wprowadzenie w ruinach świątyni i rewelacyjna pierwsza opowieść ze wspaniałym popisem Toshiro Mifune. drugim niepodważalnym atutem była rewelacyjna muzyka. mniej mi się podobała Mahiko Kyo, jej gra była dla mnie za bardzo teatralna, co mogło być zupełnie stosowne 60 lat temu, ale mi w XXI wieku trochę przeszkadza. nie wiem co takiego mi ona zrobiła, ale też po drugie jej opowiadanie było najnudniejsze, a po trzecie nawet nie była ładna przecież! ta rzekoma "bogini" :) generalnie film mnie z upływem czasu zaczynał nudzić, opowieści przed sądem "żywego trupa" lekko mnie zdziwiły. trochę było symboliki, filmu do końca nie zrozumiałem szczerze mówiąc. w połowie seansu cieszyłem się, że oglądam najlepszy jak dotąd film Kurosawy, ale po ostatnim gwizdku pozostał spory niedosyt. natomiast kwestia, że film jest nowatorski jak na swoje czasy (podobnie jak m.in. przy Obywatelu Kane) nie wiele mnie rusza, skoro oglądam film w roku 2010...