potyczka kanarka z king-kongiem zakończona triumfalnym zwycięstwem, a kogo? czy kanarka? czy king-konga? nieee. diabeł tkwi w szczegółach, bo ani king-konga ni kanarka, a organizatorów tego kameralnego spotkania na szczycie wielkiej góry w makabrycznym pokoiku zwierzeń, w którym: opresyjny jest system, władza sprytna, masa tępa, a stawiająca dzielny opór jednostka - uwalniając pełnię człowieczeństwa w sytuacji zagrożenia - to wartość absolutnie nadrzędna.
wybitne kino oralnego niepokoju w obejściu i przedpokoju, które sprytnie omija wszelkie pułapki ograniczoności - wychodząc naprzeciw im czyni z nich zaletę.
na przykład tak pięknego studium ludzkiej twarzy w kinie to ja dawno, dawno, dawno nie widziałem..
z tą niepokojącą wybitnością to się raczej zgodzę, z analogią do współczesności raczej niekoniecznie.
też siedzę w biurze, ale takich dni - przyznaję - nigdy nie miewałem.
chociaż coś nas jednak łączy - to jest mnie i bohaterkę - obojgu nam dzień mija na czekaniu, aż wszyscy w końcu wyjdą i zostawią samych.