Ten film jest dla mnie kiepskim skrzyżowaniem "Harrisona Bergerona" (w którym występował podobny motyw przejęcia stacji telewizyjnej w celu wstrząśnięcia ludźmi), polskiego filmu "Show" opowiadającego o manipulowaniu ludźmi przez telewizję i kreowaniu przez nią fałszywej rzeczywistości, oraz "V jak Vendetta", z którym łączy go motyw oczekiwania na "antysystemowy" bunt społeczeństwa. Zdecydowanie lepiej obejrzeć którykolwiek z tych trzech filmów niż ten.
Ten się kupy nie trzyma chociażby z tego powodu, że bohaterowie skrzywdzeni w różny sposób przez panujący system społeczno-polityczny, wyrażają swój sprzeciw wobec niego wygłaszając manifest skrajnego libertarianizmu, egoizmu i indywidualizmu - tak jakbyśmy tych rzeczy nie mieli już wystarczająco dużo w tym właśnie obecnym złym systemie, i jakby to nie one właśnie w głównym stopniu przyczyniały się do krzywdzenia ludzi przez ten system. Czyli zdaniem filmowych bohaterów receptą na zły kapitalizm ma być jeszcze więcej kapitalizmu, a receptą na źle działające struktury państwowe ma być ich brak, a nie państwo działające dobrze. To nie ma żadnego sensu i dzisiaj, 8 lat po powstaniu filmu, chyba już wszyscy wyraźnie widzą, że nie działa i prowadzi donikąd.
Film jest poza tym straszliwie przegadany, to bardziej właśnie manifest ideologiczny ilustrowany ruchomymi obrazkami niż film, a sposób montażu jest wybitnie "ciężki" i utrudniający oglądanie. Dlatego nie zasługuje na ocenę wyższą niż "słaby".