Twórcy - co w zasadzie żadnym novum nie jest - zaczynają z grubej rury: od przyjęcia na cześć Fina "pogromcy fruwających rekinów" Sheparda. Podczas odbywającej się w Białym Domu imprezki, bohater nagrodzony zostaje orderem... złotej piły łańcuchowej (cacko to nie tylko przycisk do papieru - ona działa!). Zaraz potem, Waszyngton zostaje nawiedzony przez jeszcze jedno rekinado (a czego się spodziewaliście?). Po takim wstępie, napięcie może już tylko rosnąć. Wprawdzie miejscami można odnieść wrażenie, że seria straciła nieco ze swego impetu, dawno już ulotnił się efekt... hmm, świeżości, na szczęście jednak autorzy trzeciej części nie osiadają na laurach i ze wszystkich sił starają się zapewnić widzowi odpowiednią dawkę rozmyślnie szmirowatej rozrywki. Zgodnie z formułą zabawy o charakterze familijnym poznajemy więc rodzicieli pary głównych bohaterów, co pozwala na gościnny udział Davida Hasselhoffa oraz dawno nie widzianej Bo Derek. W odrzutowym finale zaś, "trójka" spełnia obietnicę, której póki co nie dotrzymał Robert Rodriguez w swej "Maczecie". Tym, którzy sądzili, że cykl stracił jaja, ostatnie dziesięć minut skutecznie uciera nosa. Nie pozostaje nic innego, jak czekać na ciąg dalszy. Miejmy nadzieję, że na równie niskim poziomie.