PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=9136}

Requiem dla snu

Requiem for a Dream
2000
7,8 684 tys. ocen
7,8 10 1 684272
7,6 75 krytyków
Requiem dla snu
powrót do forum filmu Requiem dla snu

nie mogłam się pozbierać po tym filmie, przez chwilę nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje...

rewelacyjnie powalająca produkcja.

uff.

i_truskawki

Heh, miałem dokładnie to samo.
Co do filmu - zajebisty po prostu. Poruszający, nie przesadzony, prawdziwy. Muzyka idealnie doprawiająca klimat.

Utwierdza tylko w postanowieniu o braku uzależnień :)
Pozdrawiam.

s4k1n47

Dokładnie! Film mnie okrutnie sponiewierał emocjonalnie a muzyka drążyła mi mózg jeszcze ładnych kilkanaście godzin po projekcji. Zwłaszcza historia matki głównego bohatera (genialna Burstyn!) jest jedną z najbardziej wstrząsających historii jakie oglądałem w kinie. Obowiązkowa pozycja zwłaszcza dla tych, którzy zaczynają eksperymentować z prochami.

ocenił(a) film na 10
i_truskawki

Ja tak samo Film byl swietny. Juz sie konczy juz jest koniec leca napisy i ta fajna muzyka a ja siedze w bez ruchu kurde takie produkcje powinno sie nagradzac i to sie nazywa dobry FILM =] pozdrawiam

i_truskawki

hej. jestem innego zdania, film nie bardzo mi sie podobal, dlatego ze historia w nim pokazana nie jest ani szczegolnie rewelacyjna ani brutlnie odkrywajaca prawde. po prostu nie rozumiem czym ten film tak przeraza i wywoluje takie uczucia? czym rozni sie ten film od artykulu o narkomanach w gazecie czy czasopismie? oczywiscie zgadzam sie ze jest do bolu szczery i pokazuje zgubne skutki uzaleznienia, a przede wszystkim braku odpowiedzialnosci (mysle ze przeslanie nie powinno sie ograniczac tylko do pokazanych w nim narkotykow) czy naprawde ten film tak bardzo zmienil wasze spojrzenie na te sprawy? czy byl to dla was kubel zimnej wody? uwazam ze pokazywane na ekranie takiej prawdy w zblizeniach i bez niedomowien, nie czyni z tego filmu arcydziela. dlaczgo filmy pokazujace tortury, wojne, cierpienie nie wzbudzaja takich emocji, jak film o narkomanach. Zgadzam sie ze jesli rezyser w odpowiedzi na filmy pokazujace naroktyki jako ciekawy dodatek do zycia, mowi "co za bzdura, przeciez to moze sie skonczyc tak: ..." to jest to pewne tworcze dzialanie, ale samo sfilmowanie grupy uzalezniajacych sie mlodych ludzi i powolnego ich upadku, jest az takim majstersztykiem?
jesli chodzi o montaz, gre aktorow, zabiegi stylistyczne, to sa to ewidentne plusy filmu. muzyka mi sie nie podoba, ale to juz dosc indywidualna sprawa i raczej nie powinna podlegac ocenie. ogolnie uwazam ten film za nieciekawy, choc nie mozna mu odmowic ciekawej oprawy.
oczywiscie nie chce spierac sie tutaj na sile spierac czy film jest dobry czy tez nie, kazdy jest w stanie wyciagnac wobec niego wlasna krytyke sie wypowiedziec. a jak ktos nie ogladal to niech kazdy sobie obejrzy i oceni, polecam bo chyba warto go znac. pozdrawiam

Klynton_2

zajebiste jest to, że ten film traktuje o tym samym, co dajmy na to "dzieci z dworca zoo", traktując w końcu na odpowiednim poziomie.

tzn. jest dużo filmów o dragach, dużo porządnych... ale spojrzenie na nie w ten sposób zazwyczaj było psute przez niedojrzałość i niekompetencje reżyserów...

jest to podanie na nowo czegoś starego. tak, że w końcu można temat "takich narkotyków" (nie można tego porównać np. do nagiego lunchu, czy las vegas parano, bo to inny temat już) uznać za omówiony.

a muzyka jest nie tylko świetna, ale też świetnie dograna do zdjęć.

Klynton_2

Czytając kolejne wypowiedzi na temat "Requiem" dziwię się, że tak wiele osób odbiera ten film naprawdę powierzchownie. Tematyka filmu jest bardzo chwytliwa, co, niestety, owocuje wzmożoną aktywnością trolli i dzieciaków przyciągniętych do filmu hasłem "narkotyki", krytykujących potem film za to, że chcieli zobaczyć coś innego. Postanowiłem odnieść się do Twojej wypowiedzi, bo, po pierwsze, jest sensownie napisana (gdybym nie oglądał "Requiem" pewnie łyknąłbym Twój punkt widzenia w ciemno), a po drugie - zawiera większość powtarzających się do znudzenia, a moim zdaniem zupełnie chybionych zarzutów pod adresem filmu. Niestety, największy problem stanowi tutaj wątek narkotyków, który wielu osobom zdaje się, niczym jakaś kurtyna, przesłaniać całą resztę filmu.

Oczywiście, "Requiem dla snu" jest przede wszystkim historią o narkomanach (a raczej: o ludziach uzależnionych). To, jakby to ujął Shrek, zewnętrzna warstwa cebuli. Problem w tym - czy według Ciebie to narkotyki (czy też leki w przypadku Sary) i ukazanie ich szkodliwości stanowi rzeczywistą oś filmu? Pytasz czym "Requiem" różni się od np. artykułu o narkomanach w gazecie? Odpowiem nie wprost - czy film Aronofsky'ego w ogóle stawia sobie jakieś cele dydaktyczno-edukacyjne? Czy zamysłem reżysera było pokazanie, że "narkotyki są złe" i "kto bierze, ten tak właśnie kończy"? Moim zdaniem nie - a właśnie na tym poziomie film jest najczęściej odbierany i stąd właśnie bierze się większość zarzutów pod jego adresem.

Piszesz, że film jest "do bólu szczery", pokazuje prawdę "w zbliżeniach i bez niedomówień". Pudło. Każdy kto żyje na tym świecie więcej niż kilka lat widzi chyba, że zgubne działanie narkotyków jest w tym filmie wyraźnie przerysowane (notabene to kolejny częsty zarzut - że wszystko przesadzone i nierealistyczne). Gnijąca rana na pół ręki, amputacja - pewnie, że zdarzają się i takie przypadki, ale to już sytuacje naprawdę ekstremalne. Jakoś nie obiło mi się o uszy, by choćby "znajomy kumpla znajomego słyszał, że ktoś opowiadał..." podobną historię. Nawet 10-latek, gdy ochłonie po seansie, stwierdzi, że wszystko to jakieś naciągane. Zresztą właśnie to przerysowanie, brak realizmu podważa dydaktyczną wartość filmu, a jest to przecież celowo zastosowany zabieg. Czemu więc ma służyć?

Kończąc już wyliczanie czym film nie jest i przechodząc do tego czym faktycznie jest - "Requiem dla snu" to według Aronosky'ego "horror cywilizacyjny" podany w formie współczesnej przypowieści. I właśnie "przypowieść" to w przypadku "Requiem" słowo-klucz. Dlatego mamy tu dość schematyczną fabułę, symboliczny podział na pory roku, wspomniane przerysowania. Podobnie jak w przypadku klasycznych przypowieści, postacie i zdarzenia służą tu przekazaniu bardziej uniwersalnych treści. Pewnie zwróciłaś uwagę na wymieszanie epok w tym filmie - mamy tu elementy lat 70-, 80- i 90-tych, a pojawiający się pod koniec policjant
w ogóle jakby żywcem wyjęty z "Full Metal Jacket". To wszystko wyraźny sygnał, "mrugnięcie" od reżysera by nie traktować opowieści zbyt dosłownie.

Siła tego filmu polega na, jak napisałaś, "brutalnym odkrywaniu prawdy" - jednak niekoniecznie w odniesieniu do narkotyków. Można pokusić się o paradoksalne stwierdzenie, że film Aronofsky'ego wcale NIE jest o narkotykach. Jest filmem o uzależnienu. Jest filmem o pustce powstającej w życiu każdego człowieka, wypełnianej najróżniejszymi surogatami, które stają się obiektami uzależnień. Mogą to być narkotyki, prochy, telewizja, także... nadzieja. To wszystko środki za pomocą których uciekamy przed rzeczywistością. Dla Aronofsky'ego są one drugorzędne - znacznie ważniejszy jest sam proces uzależnienia. Kluczową sceną dla całego filmu nie jest więc np. wkłuwający się w ranę Harry, ale jego matka "łamiąca się" po raz pierwszy i biorąca dodatkową tabletkę. Właśnie na tej płaszczyźnie - balansowania na granicy niewidzialnej, cienkiej czerwonej linii, za którą jest już tylko otchłań uzależnienia, rozgrywa się nie tylko dramat Sary Goldfarb, ale tysiące codziennych dramatów w otaczającym nas świecie. A często, choć tego nie dostrzegamy, nawet w naszym własnym życiu (uff, ale powiało grozą ;) Tak właśnie Aronofsky tłumaczy horror cywilizacyjny. Okazuje się, że zwykła lodówka (no, może ta w filmie nie była taka zwykła ;) potrafi być bardziej autentycznym źródłem niepokoju niż zombie z ociekającym krwią tasakiem w garści...

Na ile taką właśnie wizję udało się reżyserowi zrealizować - to już osobna historia. Problem tylko w tym, że odbierając "Requiem dla snu" jako "historię o narkomanach" ślizgamy się tylko po powierzchni, tak samo jak odbierając "Lot nad kukułczym gniazdem" jako "historię o wariatach". I w obu przypadkach naprawdę sporo tracimy...

To tyle, mam nadzieję, że będzie Ci się chciało czytać=P Może oglądając ten film z nieco innej perspektywy bardziej przypadnie Ci do gustu.

Pozdrawiam serdecznie =)

odmawiam_zmiany_nicka

To oczywiście @Klynton - przepraszam za żeńską formę, mój błąd, zasugerowałem się postem założycielki tematu ;(

ocenił(a) film na 10
odmawiam_zmiany_nicka

Zgadzam się w 100-stu procentach z tym co napisałeś. Smutne jest, że większość ludzi ogląda ten film zwracając uwagę tylko na to, co "jest na wierzchu" - owszem, "Requiem..." robi na nich wrażenie i... nic więcej. A jest to wspaniały film o uzależnieniu - a zwłaszcza, jak słusznie zauważyłeś, uzależnieniu od nadziei. Ilu ludzi zamiast żyć naprawdę, starać się ulepszyć swój byt na ziemi karmi się tylko nadzieją i marzeniami! Gdy zaś nie osiągają sukcesu, mówią: "To nie była moja wina, ja się starałem". Dla mnie "Requiem..." jest wspaniałym filmem opowiadającym o... marzeniach. Myślę że to właśnie to, iż Aronofsky odbiera bohaterom wszystkie marzenia, sprawia, że po obejrzeniu tego filmu nie myśli się racjonalnie, człowiek cały się trzęsie i nie może odejść od monitora. Bohaterowie "Requiem" nie mają jakichś skomplikowanych, trudnych do realizacji marzeń - kto z nas nie marzy o miłości, szczęśliwej rodzinie, byciu sławnym? Darren Aronofsky odbierając marzenia bohaterom odbiera je także i nam. Ponoć po obejrzeniu tego filmu nie jest się już tym samym człowiekiem, ale większość ludzi zapytana o to, co się dla niego zmieniło po seansie, nie umie odpowiedzieć. Ja wiem, że po obejrzeniu tego filmu zmieniła się dla mnie tylko jedna rzecz (ale pewnie ta najważniejsza): nie pozwolę odebrać komuś (lub czemuś) swoich marzeń. I tego właśnie uczy "Requiem", choć, oczywiście, każdy może doszukiwać się innego przesłania. O soundtracku nie będę wpominać, wystarczy tylko powiedzieć, że słucham go niemal bez przerwy, Clint Mansell to więcej niż geniusz, nawet więcej niż eugeniusz... ;)

10/10 - ocena, którą wystawiłam.
1000000000000/10 - ocena, którą wystawiłabym, gdyby była taka możliwośc.

odmawiam_zmiany_nicka

hej, dzieki za tak szeroką odpowiedz. napisalem ten post z uwagi na problem ze ilekroc jakas rozmowa z kims schodzila na temat "requiem", to konczylo sie na: "zajebisty film, mocne, oblesne sceny, a jak sobie igle w rane wbijał to... , bardzo mnie poruszył" a jak ktos sie bardziej wysilal ,to argumentem stanowiacym o jego geniuszu mialo byc "bo pokazuje wszystko realistycznie, bardzo mnie poruszył". dlatego napisalem ze nie zgadzam sie ze o wielkosc filmu maja swiadczyc realistyczne przedstawienia, czy moze raczej naturalistyczne (sorry jesli myle te pojecia). Przyznaje jednak ze nie zastanowilem sie po filmie czy moze sie za tymi scenami cos glebszego niz studium uzaleznienia od prochow. widocznie kiepski ze mnie kinoman haha;) obejrze go jeszcze raz, przez pryzmat waszych wypowiedzi.
w kazdym razie musze sie nie zgodzic ze stwierdzeniem ze jest przerysowany. nie mowie ze widzialem takie sceny na wlasne oczy, jednak poznalem kiedys czlowieka ktory wyleczyl sie z bardzo ciezkiego uzaleznienia, i opowiadal historie znacznie gorsze niz pokazana amputacja, czy gnijaca reka. mysle ze tu akurat nie ma mrugniecia okiem i znaku zeby nie brac tego na serio.
w kazdym razie... obejrze jeszcze raz i zobacze ile z tego co napisales sie ujawni a ile splynie. pozdrawiam i dzieki za sensowną odpowiedz

ps. sorry ze rozpoczalem dyskusje, ktora ma juz duzo watkow na tym forum, ale nie zauwazylem ze poza tymi 7 czy 8 tematami na "stronie glownej filmu" jest ich jeszcze 1000.

i_truskawki

rzeczywiście wstrząsający
oglądałam go jakieś 2 lata temu, pamiętam, że wtedy miałam podobne wrażenie...że coś we mnie zmieniło, dziś jednak jestem zdania, że to było tylko chwilowe; często po obejrzeniu jakiegoś filmu buzują w nas emocje; trzeba się trochę z nimi oswoić i wtedy dopiero ocenić, takie jest moje zdanie,
co do muzyki, świetnie dobrana ścieżka dźwiękowa.

ocenił(a) film na 10
i_truskawki

Trzeba być przygotowanym psychicznie na zobaczenie tego filmu. Może to dziwne, ale ja w ostatnich 5-10 min (przed napisami)płakałam. To było takie realne i poruszające, że nie mogłam o tym zapomnieć. Te cierpienie.. i ta ręka od Harrego. wrrr.. ^^