Jeżeli ktoś się zastanawia jak by wyglądał miks "Świtu Żywych trupów" Snydera, walk-kopiuj-wklej z Matrixa, końcówki z Gwiezdynych Wrót, kina dla dzieciarni i wykonanym przez kogoś kto reżyserki i scenariusza uczył się na "Bitwie o Ziemie" z Travoltą - to polecam sprawdzić RE:Afterlife.
Nie powiem że nie lubię kina gdzie nie trzeba myśleć, gdzie można zacząć oglądanie filmu wieczorem po ciężkim dniu tak by zresetować mózg. Jednak to wszystko musi mieć jakiś umiar, zachowanie proporcji.
Nie oczekiwałem po tym filmie wiele, ot kolejny lekki i przyjemny film. Niestety jedyne co mnie trzymało to jakiś sentyment do serii. Film jest w zasadzie mieszanką motywów z innych filmów - nie ma w nim niczego odkrywczego. Do tego całość jest na bakier z logiką, z efektami graficznymi momentami mocno przeterminowanymi (eksplozja na dachu dalej śni mi się w koszmarach :/), przekolorowaną i chyba na złość widzom kręconą na poważnie - jaki jest efekt takiego miksu można się spodziewać: 90min mija w atmosferze wyczekiwania końca.